Wiesi
z Zielonej Drogi
Do dwudziestego roku życia byłem przekonany, że jestem
jedynakiem. Wyprowadził mnie z błędu przypadek. Rodzice wyjechali do Szkocji na
pogrzeb ciotki – ojciec chciał przy okazji sprawdzić stan tamtejszych
posiadłości – a mnie po raz pierwszy powierzono odpowiedzialność za zamek i
okolice. Bardzo byłem z tego dumny.
– Przesyłka z Francji, jaśnie panie – zameldował po
śniadaniu zarządca. – Przekazana przez umyślnego od augustianów. Chyba od tego
zakonnika, co panu starszemu regularnie przesyła lekarstwa i różne osobliwe
sadzonki do ogrodu dla jaśnie pani. List jest zaadresowany do pana starszego,
ale myślę, że należy otworzyć, bo inaczej się sadzonki mogą zmarnować. O to by
się pan starszy bardziej pogniewał niż o otworzenie listu, bo to z reguły
bardzo cenne roślinki. Ten brat Edgar zawsze przysyła dokładne instrukcje co do
ich pielęgnacji.
Ogromnie mi się ten „jaśnie pan” spodobał, a także
propozycja przeczytania listu zaadresowanego do ojca. Zdziwiła mnie jednak
pieczęć z wschodzącym słońcem i książęcymi koronami Suffolków.
Szanowny
Ojcze – pisał nieznany
zakonnik – mam nadzieję, że list zastanie
Ojca i Matkę w dobrym zdrowiu. Cieszę się, że moja mikstura przynosi Ojcu ulgę.
Przesyłam jej nowy wariant, do zażywania w razie silniejszych bólów, a także
receptę; szpitalnik z Yorku powinien sobie z nią poradzić. Dla Pani Matki
załączam cebulki dość oryginalnych irysów (płatki kwiatów są prawie czarne, co
daje ładny efekt w połączeniu z pomarańczowymi pręcikami) i sadzonki chińskich
róż. Nie tylko pięknie kwitną, ale z ich płatków sporządzać można bardzo
orzeźwiający napar, który dobrze wpływa na trawienie. Na oddzielnym arkuszu są
rady co do pielęgnacji kwiatów. W ostatnim liście pytał Ojciec o sytuację
polityczną w północnej Italii. Zatem...
Wywody o sytuacji w Italii mnie nie interesowały.
Wpatrywałem się we frazę „Szanowny Ojcze” i w zakończenie:
Obojgu
Rodzicom życzę zdrowia i wszelkich łask Bożych, a braciszka ściskam i
błogosławię – Edgar.
Nie mogłem się doczekać powrotu rodziców. Coś mi
podpowiadało, że rozmowę należy przeprowadzić z ojcem, w cztery oczy.
– Edgar urodził się jako kaleka – powiedział ojciec,
unikając mojego wzroku. – Twoja matka była przekonana, że upośledzony jest nie
tylko na ciele, ale i na umyśle. Umieściłem go u augustianów, bo obawiałem się,
że matka każe niańce udusić go poduszką i weźmie ciężki grzech na sumienie.
– Upośledzony na umyśle to on nie jest – wtrąciłem.
– Okazał się zdolny, nawet nieprzeciętnie zdolny – ojciec
wzruszył ramionami. – Ale dobrze, że trafił do zakonu. Mimo wszystko brak mu
piątej klepki. Gdyby dbał o swoje sprawy w hierarchii kościelnej, dawno
zostałby opatem w Yorku albo nawet kardynałem. A on wdał się w jakieś
idiotyczne intrygi razem z młodym Sleighstone, wiesz, najstarszym synem Artura,
i w rezultacie obaj zostali mniej lub bardziej zmuszeni do wyjazdu z Anglii.
Teraz Edgar leczy paralityków i trędowatych na francuskiej prowincji i
twierdzi, że mu to daje szczęście. Nawet przeorem nie został. Tak to często
bywa z nadmiernie uzdolnionymi ludźmi.
– Dlaczego nigdy mi o nim nie mówiliście?! – wybuchnąłem.
– Dlaczego nie wiedziałem, że mam brata?
– A po co by ci była ta wiedza? – ojciec dalej nie
patrzył mi w oczy. – Dla zakonnika więzy rodzinne nie mają znaczenia.
Nie zabrzmiało to przekonywująco.
– Chcę go poznać – powiedziałem. – Chcę pojechać do
Francji i spotkać się z moim bratem.
Ojciec wpatrywał się w okno.
– Jedź – powiedział wreszcie. – Dobrze ci zrobi, jeżeli
rozejrzysz się po świecie. Tylko, proszę, nie mów matce, dlaczego wyjeżdżasz.
Nie wspominaj jej o tej rozmowie. I uważaj na siebie, synu. Jesteś moim jedynym
dziedzicem.
– Zdaje się, że niezupełnie słusznie – odparłem. – Edgara
nikt nie pytał, czy chce iść do klasztoru. Idę przygotować się do podróży.
Chciałbym wyjechać jutro rano.
– Poczekaj, Lawrence – ojciec pierwszy raz od początku
rozmowy spojrzał mi w twarz. – Możliwe, że nie postąpiłem słusznie z twoim
bratem. Ale on sam wybrał swoją drogę. Nie byłoby cię na świecie, gdyby nie
Edgar.
Trochę za dużo tych rewelacji. Patrzyłem na ojca bez
słowa.
– Wiesz, że nie byliśmy młodzi, kiedy przyszedłeś na
świat – ciągnął ojciec. – Oboje z matką przekroczyliśmy czterdziestkę i
straciliśmy nadzieję na potomstwo. Edgar... doradził nam pewne środki przeciw
bezpłodności. Już jako młody chłopak miał olbrzymią wiedzę. Jesteś od niego
młodszy o siedemnaście lat. Wtedy... był jeszcze nowicjuszem. Mógł nie składać
ślubów zakonnych, wrócić do świeckiego życia i objąć prawa najstarszego syna.
Ale postąpił tak, jak postąpił. On sam uważał, że lepiej będzie, jeżeli nie
będziesz wiedział o jego istnieniu, dopóki nie dorośniesz. Mógłbyś zacząć o nim
mówić przy matce, a ona nie chce o nim pamiętać.
– Dlaczego nie chce o nim pamiętać? Czy... czy on bardzo
odrażająco wygląda? – zapytałem.
– Nie – ojciec cicho westchnął. – Jest niewysoki i
kuleje, ale poza tym ma całkiem sympatyczną powierzchowność. Ale, Larry...
niełatwo jest myśleć o kimś, wobec kogo się zawiniło.
Poklepał mnie po ramieniu.
– Pozdrów ode mnie Edgara – powiedział. – To... dobry
chłopak. Bardzo dobry.
***
Ta dziwaczna historia zaczęła się przez mój odziedziczony
po licznych pokoleniach Suffolków instynkt myśliwski.
Razem z moim niedużym orszakiem minęliśmy Paryż i na nowo
zagłębiliśmy się w lasy. Między czerwieniejącymi już bukami i klonami mignął
nagle jakiś wysmukły kształt. Jeleń, ale o bardzo jasnej sierści, prawie
białej! Takiej okazji po prostu nie można było przegapić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz