piątek, 31 sierpnia 2012

Piosenka Richarda




Dedykuję jednemu z moich przyjaciół piosenkę, którą śpiewa główny bohater "Witraża":

Dobrze na świat popatrzeć z witraża,
A do tego być świętym nie trzeba,
Bo witraże to nie są ołtarze,
Ale łatwiej z nich zajrzeć do nieba.

Na witrażu, przyjacielu drogi,
Służysz światłu; raz gorzej, raz lepiej.
Zabłąkanym rzuć promień pod nogi,
A samotnym - tęczowe konfetti.

Opuszczeni, zmęczeni i smutni,
Chodźcie ze mną na moje witraże.
Módl się za nas przy winie i lutni,
    Módl się za grzesznych, święty Edgarze!


piątek, 24 sierpnia 2012

Rozważania o balladach


Większość bywalców tawerny jest zajęta nową technologią; w międzyczasie Richard i święty Edgar uraczą czytelników fragmentem „Witraża z jednorożcem”, urozmaiconym przez tak zwane multimedia.


Ballada to zabawna forma wyrazu. Bardzo naiwna i pod wieloma względami jarmarczna. Opiera się na kilku – mniej więcej pięciu – schematach akcji, ze sporą liczbą lokalnych modyfikacji. Bohaterowie też są schematyczni. W skandynawskich balladach, które zgodnie preferowaliśmy, nazywają się herr Olof albo herr Peder. Szczątkowo występują Holger albo Ivar. Wszyscy bez wyjątku są piękni i zachowują się idiotycznie. Anonimowy autor ballady wykazuje bezgraniczną tolerancję dla debilizmu bohaterów, i to nas niesamowicie bawiło. Ale czuliśmy też szacunek dla tego, co ukrywało się pod śmiesznościami. W pewnych balladach odczuwa się intuicyjną pokorę wobec tragizmu życia, wobec sił, których nie rozumiemy i nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć. Dla mnie taka pokora to istota religii. Nieważne, pogańskiej czy chrześcijańskiej. Takie ballady były wzruszające, i właśnie te przekładaliśmy na angielski. Podobał nam się na przykład taki fragment starej duńskiej ballady o rycerzu Olofie, mimo niewątpliwego patosu:

Nie zmoże cię topór, ni kusza, ni miecz,
ni oszczep ci w piersi się wbije,
nie zginiesz w topieli ni w ogniu, lecz wiedz,
że żywot zakończysz przez żmiję.

Nie lękaj się bitwy, nie lękaj się strzał,
ni ostrych kłów wilka w noc ciemną,
lecz zważaj na gada, co pełza wsród skał,
z nim walka ci będzie daremną.

Ten fragment pozostał na dłuższy czas sygnaturą naszych spotkań.

Solidarnie bojkotowaliśmy ballady późniejsze, oparte na żywotach świętych. W przyzwoitej starej balladzie nie ma białych gołąbków, które unoszą niewinną duszę do nieba. Nie ma szczęśliwych zakończeń. Jest natomiast akceptacja absurdu.

Cośmy się przy tych balladach naśmiali, to nasze. Szczególnie lubiliśmy jeden duński utwór, znany w północnych częściach naszego świata jako ballada o łani. Należy – podobnie jak ballada o Olofie i żmii – do schematu zaczynającego się od motywu wróżby: bohater otrzymuje na wstępie ostrzeżenie, żeby pewnych rzeczy nie robić. Potem ładuje się dokładnie w taką sytuację, przed którą go ostrzegano. Jakby mu kto za to płacił. Taka zagadka psychologiczna. Ale o ile Olof był do pojęcia, bo przynajmniej się starał, to ten Peder z ballady o łani już zupełnie nie.

Zaczyna się tak: Peder wybiera się na polowanie. Starsza kobieta, kompetentna co do czarów, ostrzega go przed zabiciem łani. Do wszystkich innych zwierząt możesz sobie strzelać, powiada, ale do łań nie. W łanię mianowicie zamieniła się, z powodów kompletnie niewyjaśnionych, narzeczona naszego Pedera. Kładzie mu ta mądra kobieta to w głowę jak łopatą. Trzy parafrazy. Posłuchał, pokiwał głową, a potem za łuk i kołczan, i już go nie ma. Pojechał do lasu. Trochę się rozejrzał, patrzy – łania. Strzela i zabija. Zabita łania zmienia się w dziewczynę. Póki co, jeszcze możemy mieć zrozumienie dla bohatera. Nie chciał się chłopak żenić, albo i chciał, tyle że z inną. Ale patrzcie – Peder natychmiast po zabiciu łani-narzeczonej wpada w rozpacz i przeszywa sobie serce strzałą z własnego łuku. To już psychologiczna tajemnica bez rozwiązania. Mnie intrygował też aspekt techniczny tego przedsięwzięcia. Jak tu, jak pragnę kamienia filozoficznego, popełnić samobójstwo strzelając do siebie z łuku? Ale okazało się, że jestem ignorantem. Ian mi wyjaśnił, że przy odpowiednich rozmiarach łuku można przytrzymać cięciwę stopą, nachylić klatkę piersiową pod właściwym kątem nad strzałą, i voilá! Uciążliwe, ale wykonalne. Chciał nawet iść po łuk, żeby mi to zademonstrować, ale powiedziałem, że wierzę mu na słowo. Co do łuków i kusz był ekspertem. Wszyscy już sporo wypiliśmy i bałem się, że jeszcze sobie krzywdę zrobi.

Tu można posłuchać ballad:



Hell-pe


– Ja na to nerwów nie mam  – Richard przez pomyłkę sięgnął po należącą do komtura szklaneczkę z Krwawą Mary. Nie postąpił gorzej od pewnego prezydenta, niemniej jednak się zawstydził.
– Spoko, Richie  – komtur wcale się nie obraził. – Denerwujesz się, że ten norweski bandzior tylko dwadzieścia jeden lat dostał? To tylko na Ziemi, Richie, na Ziemi... Potem Szef go osądzi, tak jak swego czasu mnie. Ale ten drań, w odróżnieniu ode mnie, na amnestię z piekła się nie załapie.

– Tak nam dopomóż Szef  – zgodził się pan Staszek.

– Mnie nie tyle chodzi o bandziora, ile o ogólne nastawienie do aktów agresji  – odparł Richard. – Popatrzcie sobie, jakie wiadomości są na portalach internetowych: ”Niemieccy piłkarze zostali pogryzieni w Polsce”; „Słynny arcymistrz jednak nie pogryzł policjanta”. Nie będę wam mówił, na jakim portalu to napisali, skopiujcie sobie tytuły i wpiszcie w guglu, to sami zobaczycie. Gryzą się na prawo i lewo, i to tak, że sensacją jest, jak ktoś jednak nie został pogryziony.

– Panie Lysiu, to pan wolałby dzisiaj bez sensacji? – zainteresowała się pani Flora, która dziwnym trafem znalazła się w nowej tawernie.

Richard schował się za rozłożyste plecy Iana, a święty Edgar zaproponował pani Florze grę w bierki.
– To tlochę dziwne – zauważyła po pewnym czasie pani Flora. – Biolę i biolę te bielki, wszystko zagalniam tym tlójzębem, złotko, bulsztynki, a nikt mi nie zwlaca uwagi, że oszukuję.

– Pewnie dlatego, że pani jest luda, pani Flolo – święty Edgar zawsze dostosowywał się do idiolektów rozmówców.

– Cicho!!!! – wrzasnął Richard. – Bazil dzwoni przez Heaven-pe!
– Coo??? – bywalcy tawerny zamarli w zdumieniu.
– No, Heaven-pe! Angielskie odpowiedniki polskiego rzeczownika „niebo” to i „heaven”, i „sky”. Sky-pe to niebo widziane z perspektywy śmiertelnika. „Clouds in the sky” i tak dalej. Ale słyszeliście, żeby jakaś dusza szła do „sky”? Dusze idą do „heaven”! Bazil ten program wymyślił, właśnie testuje Heaven-pe, żeby z Ziemi móc się z nami kontaktować! Bazil!!! Słyszysz nas?!
– On pewnie i Hell-pe zaprogramował – mruknął niechętnie hrabia Filip.

– Chłopaki! – rozległo się z laptopa Richarda. Głos bez wątpienia należał do Bazila. – Pomóżcie mi przetestować universum.helltube.won. OK? Interfejs jest w kominku.

Święty Edgar nacisnął klawisz „Enter”. W kominku ukazał się postawny blondyn z krótką bródką.
– Ja... ja bardzo przepraszam moich sympatyków – stwierdził blondyn, ale zagłuszył go piekielny śmiech diabła Felka ( „Felek” to zdrobnienie od Mefistofelesa).

 Obaj przepadli w kominku.

Powpadali w otchłań śmierci nogami do góry! – zauważył Edzio, cytując Leśmiana.

czwartek, 16 sierpnia 2012


Dawno już nie zaglądaliśmy do tawerny... Była nieczynna nie tylko ze względu na urlopy... Dużo nieprzyjemnych rzeczy zdarzyło się w międzyczasie. Powiedzmy szczerze: tawerna się po prostu zawaliła. Jednak stała grupa bywalców nie chce się poddać. Skład tej grupy należy być może czytelnikom przypomnieć. Występują:

·         Święty Edgar, za życia zakonnik o niekonwencjonalnych poglądach, filozof, medyk i alchemik
·         Sir Richard Northbridge, za życia słynny szermierz, a także artysta, twórca bardzo cenionych witraży,  amator płci pięknej i miłośnik zwierząt
·         Sir Ian Sleighstone, również sławny rycerz, mistrz łuku i kuszy
·         Aslak Egilson, za życia nowicjusz w klasztorze dominikanów na Islandii, teoretyk literatury
·         Edgar (Edzio) de Saint-Pierre, entuzjastyczny tłumacz literatury oraz entuzjasta Aslaka
·         Hrabia Filip Garrick, dyplomata (za życia i po śmierci)
·         Biskup Roland Garrick, stryjeczny prapradziadek hrabiego Filipa, znany w pewnych kręgach jako „Krwawy Rolek”
·         Komtur Ulf von Skalholt, znany też jako„Biały Wilk”, dzielący z biskupem Rolandem upodobanie do drinka „Krwawa Mary”
·         Hrabia Feliks de Saint-Pierre, były torreador, człowiek o wielu twarzach i jeszcze liczniejszych pseudonimach, kochający ojciec porucznika Jeana (którego, niestety, już w tawernie nie ma)

oraz:
Pan Staszek, właściciel tawerny

a także (od czasu do czasu) zwierzątka: psinka Tola, żółw Pawełek, byczek Toruś i dwugłowy orzeł Wiktor.

Odbudowa

– Wyłącz ten telewizorrr, kurropatwa – warknął komtur Ulf do Aslaka.
– Ale ja tylko oglądam gimnastykę artystyczną – usprawiedliwił się Aslak. – Ty zresztą powtarzasz replikę, Ulf. To już mówiłeś w którymś z poprzednich odcinków bloga.
– Wyłącz, mówię! Modli się przed figurrą, a diabła ma za skórrą! Już ja ci ten arrrtyzm z głowy wybiję! – nasrożył się komtur, ale pan Staszek załagodził sytuację, podając Krwawą Mary na koszt firmy.
– Jak się już panowie napiją i pogodzą, to może by tak panowie pomogli knajpę odbudować? – spytał uprzejmie. – Bo pan Jasiek z panem Rysiem to się starają, ale we trzech sobie nie poradzimy.
Klienci pana Staszka uznali słuszność jego argumentacji.

– Dawajże te cegły, Rysiek! – niecierpliwił się Ian (jak wspomniano wyżej, bardzo sławny rycerz, mistrz łuku i kuszy).
– A jak ci je mam przywieźć, skoro na Aslaka naciskać nie mogę! – oburzał się sir Richard (słynny szermierz, a poza tym ekolog), bezskutecznie próbując poradzić sobie z rowerem, cegłami oraz teoretykiem literatury.

Sytuacja była podobna do tej uwiecznionej na obrazku: http://top1-1.com/memy-pl/cegly-na-rowerze/

– Ty, Richard, nie stwarzaj tematów zastępczych – powiedział hrabia Filip, poprawiając muszkę (smokingową, nie biologiczną).  – Ciesz się, że masz robotę, bo wiesz, jak z tym jest w Grecji i w Hiszpanii?
– W Grecji całkiem fajno jest – zauważył Aslak, usiłując wygramolić się spod stosu cegieł. – Media przesadzają. Właśnie do mnie zadzwonił...
– Adonis?! – spytał Edzio z groźbą w głosie.
– Nie, nie, Edeczku, Narcyz... Adonis się mną wcale nie interesuje... Ale mówił, że jakbyśmy go zaadoptowali, to jeszcze przyjemniej by było...
– To, kuuu... kukułka nieopierzona, jednak Adonis do ciebie dzwonił?!
– Dajcie sobie spokój z tymi knajackimi kawałami o Grekach, co je cała Unia, tfu, przepraszam za nieładne słowo, powtarza – zauważył święty Edgar, pomagając Aslakowi wydobyć się spod cegieł.
– Panowie się zdecydują: budujemy nową knajpę, czy nie? – spytał rzeczowo pan Staszek.
– Możemy budować, ale żeby w niej żadnych okien nie było – stwierdził hrabia Filip (dyplomata za życia i po śmierci).
– I żyrrrrandoli – dołączył się komtur Ulf. – Bo ja oświecenia nienawidzę. Sami wiecie, co z niego wynikło.
– My wiemy, ale ta reszta to jakby na zadowoloną wygląda – zauważył sir Ian.
– A ja wcale nie jestem zadowolony – stwierdził Edzio de Saint-Pierre. – Bo pani Asia znowu napisała... I jeszcze po szwedzku...
– To zmienimy logo – zdecydował święty Edgar. ­– Teraz nikt się nie połapie, i nikt się nie zorientuje, że ta książka jest o nas...
– A właśnie, że już ze czterech się połapało!  – doniósł radośnie Aslak. – I trzem z tych czterech się podoba!

Co odparł Edgar de Saint-Pierre, niech pozostanie naszą tajemnicą.