– Bazil, co Jean opowiada? – spytałem. – Ten hipnotyzer mu jakieś bzdury
powmawiał, nie?
– Jeanek prawdę mówi. Tuż przed swoimi szóstymi urodzinami został królem
Francji, po śmierci swojego starszego brata. Na szczęście długo o tym nie
wiedział – poinformował Bazil. – Niejaki hrabia de Saint-Pierre, któremu
przypadło w udziale wywiezienie Jeanka z Francji, najpierw klął, na czym świat
stoi, że go wrobili w opiekę nad bachorem. Bardzo małych dzieci nie lubił. Ale
z czasem serce mu zmiękło. Widocznie Jean już jako dzieciak miał sporo uroku.
Hrabia zdecydował, że Jeanka na poniewierkę politykom nie odda, usynowił go i zszedł
z nim, że tak powiem, do podziemia. Ile z tym komplikacji było... Z prawnego
punktu widzenia Jean nadal jest królem Francji. Królem Francji nie przestaje
się być. Rozumiesz, jaka to gratka dla Iluminatów?
– Masoni chcieliby restauracji Burbonów? – zdziwiłem się.
– Paul, dziecko jesteś? Oni wszystko zrobią, byle mieć tę władzę nad
światem, co to im z nią od ponad dwóch wieków nie wychodzi! Burbon czy Johnny
Walker, liberalizm czy konserwatywizm, wsio ryba, byle rządzić! Takiego już
świra mają. A jak Jeanka zrobią monarchą absolutnym... przecież ta wasza Unia
na glinianych nogach stoi, demokracja to system bez przyszłości. Skoro przed
Cesarzem cała Europa się trzęsła, przed takim, za przeproszeniem, kurduplem z kompleksami
i z wypomadowanym loczkiem na czole, to wyobraź sobie, co będzie, jak Jeanek
obejmie tron Francji! Z jego warunkami
fizycznymi i jego energią! Kto mu
podskoczy? Ta niemiecka klimakteryczka, ten chuderlawy Murzyn z Ameryki czy
tych dwóch ruskich konusów? A Iluminaci będą Jeanka kontrolować. Koniec świata
jak nic. No, nie ma co tracić czasu. Jeanuś ze dwie godziny pogada, bo opowiada
ze szczegółami. Spróbuję coś zrobić. Nie o Europę mi chodzi, tylko o Jeanka.
Bazil wycofał się do kąta za skrzyniami i otworzył laptopa.
– Wi Fi jest – szepnął radośnie.
Ostrożnie podszedłem i zajrzałem mu przez ramię. Nawigował z niewiarygodną szybkością
między mnóstwem okienek. PowerPoint, Excell, Photoshop, Wikipedia,
GoogleScholar, paranormalne.org, DosPrompt, SixtusProlog, C++ i jeszcze kilka
innych, których nazwy były mi nieznane. Od czasu do czasu podnosił oczy na
sufit i naciskał „Enter” nie patrząc na klawiaturę.
– Proszę cię. Paul, nie zaglądaj mi na ekran, bo to mnie rozprasza – rzucił
sucho.
Czas dłużył się niemiłosiernie.
Minęła godzina.
– Trzymaj kciuki, Paul. Czekaj tutaj – powiedział Bazil. – Szczęście, że
USB kupiłem... Aha, pożycz mi czapkę.
Naciągnął moją czapkę na oczy i bez pukania otworzył drzwi sali konferencyjnej. Zostawił je odrobinkę
uchylone, więc mogłem słuchać, chociaż nic nie widziałem. Dialog był
następujący:
– Co to znaczy? Proszę nie przeszkadzać!
– Z helpdesku. SMS-a dostałem, że projektor nie działa.
– Ja projektora nie potrzebuję!
– Pan profesor może nie, ale następnemu prelegentowi będzie potrzebny. Ja
odpowiadam za sale konferencyjne. Zgłoszenie było, to muszę sprawdzić.
– Proszę mi nie przerywać wykładu!
– Przecież nie przerywam. A mnie też proszę nie utrudniać. Będzie mi pan
profesor pensję płacił, jak mnie z roboty wywalą?
Rozległ się sygnał „Windows”. Na chwilę zaległa cisza. Błysnęło niebieskie
światło projektora. Kolejna chwila ciszy.
– Częstotliwość występowania wampiryzmu jest w sygnifikantny sposób zależna
od stopnia poprawności politycznej w danej kulturze – zaczął monotonnym głosem znany
nam historyk. – Istnieje też prawdopodobieństwo, nie osiągające stopnia
sygnifikacji, niemniej jednak zbliżające się do niego, że średnia długość
posiedzeń uniwersyteckich rad wydziału ma związek z częstotliwością
występowania wampiryzmu na wyższych uczelniach, należy jednak wziąć pod uwagę
kwestię parytetu, liczbę zombies osiągających tytuł magistra oraz powiązania
między parytetem a średnią liczbą krzeseł w salach konferencyjnych. Tu wykres.
Drewniany głos historyka kontynuował wykład. Drzwi otwarły się na oścież i
wyszli z nich Bazil i Jean, uśmiechnięci od ucha do ucha.
– Znów mnie uratowałeś. Który to raz? Jak ty to zrobiłeś? – pytał Jean.
– A tam, co się będziemy licytować, Jeanuś. Raz ja ciebie, raz ty mnie.
Inaczej żadnej zabawy by nie było. A ta metoda to się nazywa sugestia podprogowa.
Bardziej uczenie: „sugestia subliminalna”. W reklamach i innych draństwach to
wykorzystują. Między różnymi idiotycznymi slajdami włącza się takie, których
nikt świadomie nie zauważy, ale przenikają do podświadomości. Nikomu szczegółów
technicznych nie zdradzę, bo ktoś bez skrupułów etycznych mógłby do tego
doprowadzić, że sobie jakiś uczestnik konferencji w łeb palnie. A mnie o to nie
chodzi. Dzwoń do Mariebelle, Paul. Idziemy na kolację do „Poule au pot”, ja
stawiam. Iluminaci na razie unieszkodliwieni. O tobie, Jeanuś, zapomną, będą
pewni, że ciekawego wykładu wysłuchali, do zamknięcia Luwru będą dyskutowali. A
potem... okaże się.
Wychodząc z „Poule au pot” natknęliśmy się na dwóch eleganckich panów w
średnim wieku, kwestujących przy stacji metra.
– Wszechświatowa Orkiestra Świątecznej Pomocy! Na czystą wodę w Afryce! Na zachowanie
gatunku śnieżnych leopardów! – wołali, pobrzękując skarbonkami. Spod rozpiętego
płaszcza jednego z panów widać było biały mundur i niebieski fartuszek.
Pobrzękiwanie wynikało z uderzania o skarbonkę małą, srebrną kielnią.
– Mój ty najmądrzejszy z głupiutkich chomiczków – powiedział Jean i
pocałował Bazila w czoło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz