wtorek, 5 sierpnia 2014

O wieży Babel i, niestety, znów o Murzynie



– Nie mogę... No, normalnie nie mogę – święty Edgar konwulsyjnie kiwał się nad laptopem, a łzy spływały mu rzęsistymi strumieniami po policzkach.

Przyjaciele pospieszyli mu na pomoc.

– Dajcie spokój – zainterweniował Ian, wchodząc nieco spóźniony do tawerny. – Jak Edgar tak ryczy, to mu trzeba w ucho dać.

Ingerencja pomogła.

– Na onecie coś czytał, i od tego mu się tak zrobiło – relacjonował zadyszany Aslak, wachlując świętego widokówką z Barcelony.

– Nie mogę... – święty Edgar powoli wracał do przytomności. – Popatrzcie na ten tytuł!

W wiadomościach na onecie napisane było tak:

– To z czego się, kurropatwa, ksiądz tak śmieje? – zainteresował się pan Staszek, podając na wszelki wypadek wzmocnione drinki. – Już nas raz Niebiański Sanepid zamknął, a teraz znowu będą zamykać... Ja do tego zdrowia nie mam!

– Tak już kiedyś było, panie Stasiu – wyjaśniał rzeczowo Edzio de Saint-Pierre. – Pewien król w Babilonie postanowił, że zbuduje wieżę, która sięgać będzie aż do nieba. Zapewne też chciał zamknąć przestrzeń powietrzną.

– Ale mu Murzyn przeszkodził...
– Jaki Murzyn, jaki Murzyn, głupku! To był Mojżesz!
– Właśnie, to Mojżesz był!  Z tą trąbą, co się od niej mury rozwaliły! Mury Jerycha!
– Richie ma rację – zaznaczył Edzio i zacytował:

I powleczem korowód, smęcąc ujęte snem grody,
W bramy bijąc urnami, gwizdając w szczerby toporów,
Aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody...

– Pan tak brzydko nie mówi, panie Edziu. „Porozwala”, „gwizda”, tfu, wstyd.  Pan tylko pomyśli, jak to się rymuje. Nie dość, że nas zamkną, to za wyrażenia jeszcze będą krytykować – zauważył pan Staszek.

– To był cytat z Norwida! – bronił się Edzio. Bezskutecznie.

niedziela, 3 sierpnia 2014

W tawernie po długiej przerwie



– Jak myślicie, będzie można rozmawiać? – zagaił  Ian po wielotygodniowej przerwie w konwersacji.
– Panie Stasiu! – zawołał zamiast odpowiedzi hrabia Filip.
– Słucham panów – odezwał się służbiście karczmarz Stanisław.
– Sam widzisz. Nie można – szepnął niemal niedosłyszalnie hrabia do Iana.
– Ten dowcip już się zestarzał – stwierdził pogodnie Richard. – Ja będę mówił, a co tam. W tylu odcinkach bloga sierżant Serafin nas nagrywał, że się przyzwyczaiłem.
– Ale policzków wieprzowych przy tym nie jadłeś – włączył się Aslak. – Sprytny jesteś z tym wegetarianizmem. Więc do ciebie nikt nic nie ma, a do nas...
– Zamknij się, ty chuchrrro, tatarrrra z tuńczyka  dla ciebie zamówiłem, to jedz i nie... – tu wypowiedź komtura Ulfa została zagłuszona przez gwałtowne gesty reszty biesiadników (gesty w zasadzie nie mogą czegokolwiek zagłuszyć, ale w tawernie pod świętymi Dębami naprawdę tak się stało).
– No to opowiadaj, Richie, tylko nie o polityce – zaproponował pojednawczo Ian.
– Było tak: pani Milenka z panią Asią znów pojechały do Łagowa...
– Tym to nie zawracaj głowy...
– Ale tym razem było inaczej. Bo pani Asia potem pojechała do Hiszpanii, a tam się jeden gość w niej zakochał, naprawdę!!!
– E, nie ściemniaj.
– Ale naprawdę!!! – upierał się Richard.
– Przez te książki o nas?
– Raczej nie, on po polsku  nie czyta, bo to Hiszpan. Ona mu się po prostu podoba.
– To ja już zupełnie nie rozumiem.  Panie Stasiu, Krwawą Mary poproszę!
– Słucham pana ministra...

– Filip, ciiiicho....