sobota, 14 maja 2011

Odcinek 22: Apogejum

– Nie było was wczoraj w tawernie – powiedział biskup Roland. – Co się stało?
– Był piątek trzynastego – wyjaśnił Bazil – na dodatek maja. Pamiętacie, co się Lolkowi trzynastego maja przydarzyło? Więc nie wychodziliśmy z domów, ale mnie i tak Internet siadł, a Kiciuś narzygał na klawiaturę. Przed pechem nie ujdziesz. Co tam nowego, bo nie mogłem sprawdzić wiadomości?
– Dalej tych bandytów wyłapują, ale końca nie widać. Jednego z tych paskudnych organizacji złapali i zamknęli w skrzynce – powiedział Ian. – Poznali go, chociaż wąsy sobie wyhodował.
– Nie mówi się „zamknąć w skrzynce”, tylko „w pace” – poprawił hrabia Filip. – Albo „w pudle”.
– Albo „przyskrzynić” –  zauważył święty Edgar.
  „Przyskrzynić” to, ksiądz wybaczy, trochę archaiczne wyrażenie –  powiedział nieśmiało Aslak. –  Asocjacje do skrzynki są słuszne, ale biorą się stąd, że on sobie wybrał pseudonim kojarzący się z różnego rodzaju zbiornikami, „containers” w terminologii lingwistyki kognitywnej. Chodzi o trójwymiarowy zbiornik, przez Freuda interpretowany w dość tendencyjny sposób, przez Lakoffa natomiast uważany za jedną z podstawowych metafor konceptualnych. Niestety jakoś sobie tego pseudonimu nie mogę przypomnieć...
– Szkatułka! – zawołał Edzio. – Nie w pudle, w szkatułce go zamknęli.
– Bardzo rozsądnie. Jak wypuszczą, to będzie spełniał życzenia – pochwalił Richard.
– Ale przecież nie jest duchem.
– Prędzej czy później będzie, co się czepiasz?
– To ten premier nie taki głupi. Jednego zamknął w szkatułce, poczeka, aż zostanie duchem, wtedy go wypuści i wyrazi życzenie, żeby ci inni też się w szkatułce znaleźli.
– Ale do tego czasu stadiony zdemolują.
– Dajcie już spokój z tymi stadionami, nudne. Lolek zrobił cud w Fatimie. Tęcza się dookoła słońca ukazała.
  To niektórych to musiało oburzyć, co?
– Jeanku, nie obraź się, ale ty się we wszystkim dopatrujesz homofobii.
– Bo wszędzie jest. Na przykład dzisiaj rano idę po zakupy, proszę o twarożek, a sprzedawca pyta „Homogenizowany”? Jakoś wytrzymałem i spokojnie mówię: „I paczkę niebieskich Vogue”, a on na to, że ma tylko różowe. To już mu dałem w zęby. A ten bezczelny wstał i mówi: „No, panie poruczniku, piąstkę to pan ma nie od parady”.
– Za bardzo się przejmujesz –  powiedział Edzio. –  Aslaka też niejedni ciągle proszą, żeby im opowiadał o gej-zerach, ale my to ignorujemy.
– Sami widzicie, że na każdym kroku nas prześladują – westchnął porucznik.
– Ale nie tutaj – powiedział serdecznie Richard. – My jesteśmy przeciwnikami homogenizacji kultury, prawda, Ian, Edgar?
– Wy też? – porucznik zacisnął pięści, ale Aslak położył mu rękę na ramieniu i zaczął wyjaśniać pojęcie homogenizacji w odniesieniu do kultury i przemysłu mleczarskiego. 

Święty Edgar dyskretnie stłumił ziewnięcie.

– Jak to było z tym trzęsieniem ziemi, Rolciu? – zmienił temat. – Miało być w Rzymie, a wyszło w Hiszpanii.
– Spartolili – biskup Roland skrzywił się z pogardą i pociągnął łyczek swojej ulubionej Krwawej Mary.
– Nie radzą sobie bez ciebie – przyznał święty Edgar. – To musi być denerwujące, tak bezczynnie patrzeć, jak zawalają projekty. Mnie też wkurza, jak się przepowiednie nie spełniają. Słuchaj, może byśmy tak coś razem? Jakiś projekcik, jakieś podanko, rozumiesz, co?
Biskup Roland wyraźnie się ożywił.
– Dzwoń do Jaśka – powiedział i sięgnął po torbę z laptopem. – Żebyśmy tylko zdążyli, deadline w poniedziałek. Jak nam przyznają granta, to pierwszy raport musimy złożyć za półtora roku.
Obaj duchowni wstali od stołu i skierowali się do bocznej salki.
– Damy sobie radę – dobiegał przez chwilę głos świętego Edgara. – Rysiek zna się na koniach, czterech dobrych jeźdźców jest...
– Co za Jasiek? – spytał podejrzliwie Bazil.
 Święty JanBazilku – wyjaśnił Aslak. – Ksiądz Edgar i biskup chcą zrealizować Apokalipsę.
– Apo... co?
– Apogejum! – zaskrzeczał orzeł i pociągnął spory łyk ginu z tonikiem ze szklanki porucznika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz