– Pomożecie nam, chłopaki? – święty Edgar wyszedł z bocznej salki. – Panie Stasiu, dla biskupa i dla mnie jeszcze raz to samo.
– Ja nie wiem, po co ta Apokalipsa, ale mam do ciebie pełne zaufanie, Edgar – zadeklarował Richard.
– Nieważne, po co, ważne, że fajno będzie – stwierdził Bazil, któremu Aslak już wytłumaczył pojęcie Apokalipsy. – Armagedon! Babilon! Sodoma! Sto czterdzieści cztery tysiące facetów w białych sukniach! Pieczątki będziemy na czołach przystawiać, żeby można było wrócić na imprezę, jak się na troszkę wyjdzie.
– Mnie się zdaję, że w dalszym ciągu chodzi o piłkę i premiera – powiedział Ian. – Zapłacił ci, Edgar, czy ty tak z czystego współczucia?
– Pan księdza niech nie podejrzewa o korupcję – odezwał się zza bufetu pan Staszek z groźbą w głosie. – Co ma Apokalipsa do piłki, bo tego nazwiska to tfu, nie wymówię?
– Elementarne, panie Stasiu – wyjaśnił Edzio. – Jak będzie koniec świata, to nie będą musieli w przyszłym roku tego turnieju robić na zdemolowanych stadionach. Wstydu się im zaoszczędzi. Ale żeby ksiądz Edgar za to pieniądze brał, to nie uwierzę. Biskup to i owszem.
– On też bezinteresownie – powiedział święty Edgar. – Nudzi mu się i tyle.
– Niech ksiądz rozdziela zadania – zażądał Bazil. – Ja się już doczekać nie mogę.
– Ty obliczysz koszty oprogramowania – zaczął święty. – Trzeba zrobić dobrą symulację i efekty specjalne. Richard, jesteś odpowiedzialny za scharakteryzowanie niezbędnych zwierząt i obliczenie kosztów ich zakupu, tresury i utrzymania.
– Tresura będzie za darmo, wkład własny – uśmiechnął się Richard. – Konie, baranek i smok żaden problem, lew i wół też. Orła mamy. Tylko bestie to już biskup Roland musi wiadomo skąd sprowadzić. Zrobię im przyśpieszony kurs agility.
– Szarańcza, zapomniałeś o szarańczy – włączył się Aslak.
– Szarańczy tresować nie trzeba, tylko rozmnożyć. Najlepiej u was w składziku za palmiarnią.
– To sprawa zwierząt załatwiona – ucieszył się święty Edgar. – Aslak, Edek, zrobicie bibliografię do podania.
– To szybciutko pójdzie – zapewnił Edzio. – Klasyka: Nostradamus, kalendarz Majów, ojciec Pio, święty Malachiasz, Baba Wanga...
– Filip skoczy do Człuchowa skonsultować się z tym panem Krzysiem, wiecie którym, żeby były i aktualne źródła – kontynuował święty Edgar. – Ian, twoje dzieciaki chodzą do szkoły muzycznej. Będą grały na trąbach. Ich jest szóstka, ty będziesz siódmy, też jesteś muzykalny.
– A ja? – spytał z wyrzutem porucznik Jean. – Znowu mnie dyskryminujecie?
– Dla ciebie, Jeanku, zarezerwowałem najtrudniejszą i najbardziej niebezpieczną misję – powiedział święty. – Postarasz się namówić panią Salomeę, żeby przejechała się na bestii.
– A jak nie dostaniemy grantów, to co? – spytał z niepokojem Bazil.
– To urządzimy świętemu Janowi przedstawienie na imieniny – stwierdził święty Edgar. – Ważne, żeby biskup był zajęty i nie miał czasu na akcje przeciwko nam.
Biskup wynurzył się z bocznej salki.
– Błyskawice, gromy, jeziora ognia i siarki, gwiazdy i góry spadające do morza, to wszystko proste – powiedział. – Ale jak pomieszać grad z ogniem i krwią jednocześnie? Grad się stopi, krew skoaguluje...
– Zimne ognie i sok pomidorowy, Rolciu – poklepał go po ramieniu święty Edgar.
– Ja ciebie nie doceniałem – rzekł z podziwem biskup. – To naprawdę genialne. Panie Stasiu, niech mi pan od tej pory do Krwawej Mary wkłada zimny ogień zamiast parasolki.
– Parasolka... – wzdrygnął się porucznik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz