poniedziałek, 9 maja 2011

Odcinek 20: Defilada



­ – Wznieśmy toast za szczęśliwy powrót Kici – zaproponowała pani Słowacka, która pierwszy raz w życiu przekroczyła próg tawerny. – To mój kieliszek, młody człowieku – dodała, patrząc srogo na Edzia.

– Najmocniej panią przepraszam – wyjąkał Edek. – Ja... z natury jestem trochę roztargniony.

– Ale cytaty to pan pamięta – pani Słowacka z nawyku rozejrzała się za parasolką, ale przypomniała sobie, że zostawiła ją w szatni.

– Najmocniej przepraszam – powtórzył Edzio. – Ja, widzi szanowna pani, tak się bardzo martwię tym, że mój przyjaciel... to znaczy moi przyjaciele jeszcze nie wrócili z akcji antyterrorystycznej w lesie, tej przeciwko zbierającym chrust, że bardziej jestem nerwowy niż normalnie. To chyba najdłuższe minuty mojego życia wiecznego.

– Pan się nie martwi, panie Edziu – pan Staszek wyjrzał z kuchni. – Niech państwo wyjdą do ogródka i popatrzą, jaką defiladę pan Rysio i pan Aslak prowadzą.

Widok był zaiste imponujący. Kordon ekologów wiódł w górę krokusowego wzgórza ustawionych czwórkami jeńców, a nad pochodem unosiły się kolorowe baloniki w kształcie wielorybów, pand, słoni, żyraf, flamingów i tygrysów syberyjskich. A jeszcze wyżej leciał orzeł, radośnie poskrzekując w rytmie „Pożegnania Słowianki”, i do tego na dwa głosy.

– Oddział, stój! – zakomenderował Richard przed drzwiami tawerny.

Z bliskiej odległości widać było, że członkowie Młodzieżowej Organizacji odpowiedzialnej za porwanie Kiciusia mieli ręce założone na plecy i skrępowane linkami baloników.

– Dobra robota – stwierdził porucznik Jean.

– Murzyn to mógłby się sporo od was nauczyć – dodał z uznaniem Bazil. – On tak po chamsku, a wy elegancko, ekologicznie, estetycznie...

– Odprowadzić jeńców na resocjalizację do ZOO – zarządził Richard, zwracając się do chudego ekologa z rozwianą brodą. – Zostaną tam, póki się nie nauczą szacunku dla zwierząt.

– Przecież do ZOO z balonami nie wolno – zauważył Ian. – Moim dzieciakom w ostatnią niedzielę to balony przy kasie odebrali i jeszcze na nas kasjerka nakrzyczała.

– A wiesz, dlaczego?

– No jak to, dlaczego? W takich balonach jest hel, wiesz, co by mogło być, jakby się w ZOO hel rozpylił? Jakby wszyscy po całym ZOO we mgle latali?

– Popłyli tumany nad riekoj... – zaskrzeczał wesolutko orzeł i dziobnął balonik w kształcie pandy.

– Widzicie, on się nie boi, że spadnie przez ten hel – zauważył hrabia Filip.

– Odprowadzić – powtórzył Richard. – Personel ZOO jest kompetentny w sprawach helu, balonów i socjalizacji. Ja chcę wreszcie uczcić zwycięstwo.

– Właśnie – zagrzmiała panie Salomea. – I to po frontowemu, panowie, po frontowemu, nie jakieś tam oranżadki.

– Kurica nie ptica! – skrzeknął orzeł, rozszarpał balonik w kształcie flaminga, sfrunął na ziemię i poczłapał za resztą towarzystwa do wnętrza tawerny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz