Richard wzruszył ramionami.
– Niech sobie Filip trochę pokrzyczy, na drugi raz nie będzie intrygował przeciw miłym paniom – powiedział i wrócił do stołu.
– Nie pomożesz mu? – spytał zdumiony Bazil.
– W swoim czasie – Richard zajęty był układaniem plasterków rzodkiewki na kanapce z wędzonym łososiem. – Tak się zastanawiam, majonez czy musztarda?
– Nie bierzesz cytryny? – zainteresował się Ian.
– Jak rzodkiewka, to już nie cytryna. Jak myślisz, Edgar, musztarda?
– Najlepiej szwedzki sos musztardowy – doradził święty.
– Riiichard, ratuuuuj!!! – rozległo się znów z ogródka.
Richard ugarnirował kanapkę małą gałązką koperku i z satysfakcją przyjrzał się swojemu dziełu. Posmarował masłem kolejną kromkę i zaczął układać na niej sardynki, które też przybrał rzodkiewkami.
– Do tego to już majonez – stwierdził. – I chyba szczypiorek zamiast koperku, co?
– A na wierzch odrobinkę kawioru – dodał święty.
– Zrób jeszcze ze dwie z jesiotrem, Edgar – powiedział Richard i ruszył w kierunku drzwi z talerzykiem w ręku. Reszta gości stłoczyła się na ganku.
– Celestynie! – zawołał Richard. – Nie uważasz, że pora się trochę posilić? Zrobiłem ci kanapeczki, zobacz.
Smok stracił zainteresowanie dla nieszczęsnego hrabiego i z szumem skrzydeł wylądował przy nogach Richarda. Uprzejmie podał mu łapę, a potem dwoma kłapnięciami paszczęki poradził sobie z kanapkami i wesoło pomachał ogonem.
– Tu, proszę, z wędzonym jesiotrem i oczywiście z rzodkieweczką – święty Edgar postawił przed smokiem drugi talerzyk. – I miseczka szampana, za zdrowie naszego jubilata.
Smok wychłeptał szampana, zagryzł ostatnią kanapką, wskazał szponem na obrożę, rozwinął skrzydła i wzbił się w przestworza. Wkrótce zmienił się w ledwo dostrzegalny punkcik.
– Musiał wracać, śpieszy się na promocję książki – wyjaśnił Richard. – Smok, kiedy kogoś zaakceptuje jako właściciela, to jest bezgranicznie lojalny. Wiedziałem, że nie da sobie zdjąć obróżki pani Milenki.
Hrabia Filip zbliżył się na lekko uginających się nogach. Zwykle elegancki dyplomata przedstawiał teraz dość żałosny widok.
– Skąd wiedziałeś, jak to bydlę się wabi? – spytał.
– Tylko nie bydlę, skrzydlate smoki w odcieniach błękitu i fioletu to najbardziej arystokratyczna odmiana – odparł Richard z indygnacją. – Mają błękitną krew, skąd to zabarwienie. Z imionami też jest jak w większości arystokratycznych rodów. Co drugi Garrick to Filip albo Roland, prawda? A wśród smoków dominuje Celestyn i Emeryk. Zaryzykowałem Celestyna. Wydawało mi się, że widzę „C” na obróżce. Jak się do smoka zwrócić po imieniu, to niebezpieczeństwo zażegnane, przecież to wiedza elementarna.
– Nie śpieszyłeś się z tym zażegnywaniem niebezpieczeństwa – burknął hrabia. – Jeszcze chwila, a by mnie pożarł.
– Nie pożarłby. Udomowiony smok przystosowuje dietę do diety właściciela. On nie je mięsa – wyjaśnił Richard. – Ta odmiana zresztą nawet w stanie dzikim przepada za rzodkiewką.
– Ładny udomowiony – westchnął hrabia. – Chociaż rzeczywiście zdumiewająco lojalny wobec tych bab. One jeszcze na nim niezłą forsę zrobią, jak go najpierw wykorzystają przy promocji, a potem wystawią na licytację przed kampanią wyborczą. Każda partia by takiego chciała mieć.
– One go nie udostępnią żadnej partii – powiedział z przekonanim święty Edgar. – Ty się, Filip, od polityki w tym kraju trzymaj z daleka, ty, Roland, też. Szczęście miałeś, że cię nie zwinęli za te kawały z lustrami. Tam sobie teraz z ważnych osobistości żartować nie wolno. Jednemu chłopakowi rewizję zrobili, laptopa zabrali, bo sobie z tego najważniejszego śmichy-chichy w Internecie robił, jeden Szef wie, jak to się skończy, pewnie biedakowi krzywdę zrobią.
– Całkiem fajne miał te gry, ja też sobie trochę postrzelałem – włączył się Bazil. – My z programistami od Belzebuba mamy podobne, nawet do archaniołów się strzela, a nikt się do nas o to nie przyczepia. Jednak bez demokracji lepiej, już na ziemi tak uważałem. Co się za bajzel przez tę rewolucję we Francji zrobił, dopiero cesarz to trochę uporządkował. Kurdupel, ale dobre miał koncepcje.
– Dlatego niektórzy lubią, jak kurdupel rządzi, bo tacy najlepszy porządek umieją zaprowadzić. Jak kto mały, to mu żaden szczegół nie umknie.
– Dajcie spokój z tą polityką – powiedział Ian. – Jeszcze i dla nas się to źle skończy. Jak Murzyn ma u nas wtyki, to tamci też mogą. Ja nie chcę trafić do klatki w ZOO razem z chuliganami. Filip, my tu obchodzimy urodziny Bazila, pewnie przez te intrygi zapomniałeś...
– A właśnie, że nie – hrabia wyjął płaską paczuszkę. – Serdeczne gratulacje, Bazil, mam nadzieję, że ci się spodoba. Sporo się po antykwariatach naszukałem, ale znalazłem. Biały kruk, pierwsze ilustrowane wydanie.
– Chyba mu pornografii nie kupiłeś – szepnął porucznik Jean.
– Spoko – hrabia wskazał wzrokiem na jubilata.
– Jakie to ładne! Jakie ładne... – szeptał do siebie Bazil, wertując „Szkolne przygody Pimpusia Sadełko”.
No ladnie to tak o lososiach i jesiotrach, jak tu po 20 i nie wolno jesc, a juz szczegolnie pogrubiałym smokom? Ale o kurduplu udane, choć z drugiej strony, jak kto mały, to za daleko nie dojrzy. Po prostu rządzić powienien jeden duzy i jeden mały, naprzemiennie, najlepiej co tydzień. A Pimpuś też uroczy.
OdpowiedzUsuńRzodkiewki zawsze jeść można. A ten, co za duży, to ma tylko orientację ogólną. Najważniejsze, że smok pozostaje lojalny :-)
OdpowiedzUsuńA tak, grunt to lojalny smok.
OdpowiedzUsuń