środa, 25 maja 2011

Odcinek 30: Sposób na Murzyna

– Dziś chyba otworzymy knajpę – powiedział pan Staszek do orła. – Wczoraj nie było sensu, wszyscy i tak odsypiali imprezę.
– Żurek? – skrzeknął orzeł z nadzieją w głosie.
– Chłodnik – odparł pan Staszek.
– E – stwierdził orzeł i znów wsadził obie głowy pod skrzydła.
– Patrzcie go, jaki wybredny – powiedział pan Staszek. – Smok to się by cieszył, a temu chłodnik z rzodkiewką nie w smak. Dobra, żurek też zrobię. Bedzie menu patriotyczne, biało-czerwone, wręcz solidarnościowe.

Była to słuszna decyzja.

Stali bywalcy zaczęli się schodzić w porze drugiego śniadania. Określenie „lunch” nie miało racji bytu w tawernie pana Staszka.

– Bestii dalej nie ma? – spytał biskup Roland.
– Na dobre się zadomowiła „Pod Brzoskwińką”. Aurorka i Agata już nawet zapisały się do klubu Niebiańskich Feministek, reszta jeszcze tę kwestię dyskutuje – poinformował Richard.
– Pewien jesteś? – wyraził wątpliwość porucznik Jean. – Bo w wiadomościach było coś o tym, że Murzyn jeździ po Europie na bestii.
– To jednak Apokalipsa? – zainteresował się biskup. – Wykiwali nas, komuś innemu dali granty, może nawet temu Murzynowi! Już Piotrek będzie miał ze mną do czynienia – z ust zaczęły się mu wydobywać dawno niewidziane płomyczki. Pan Staszek szybko postawił przed nim talerz z chłodnikiem.
– Spoko, Rolek – odezwał się Bazil. – To sztuczna bestia. Mechaniczna, samochód taki. Apokalipsy nim Murzyn nie zrobi, bo do du... dużej ilości chrzanu ta fura. O byle krawężnik się zahacza i kaput. Zupełnie jak wtedy, pamiętacie, jak pani Milenka przyjechała w odwiedziny do pani Asi i wjechała na pieniek.

Nastąpiło krótkie zamieszanie, bo Richard parsknął chłodnikiem na Iana, a Ian na niego żurkiem. Święty Edgar zakołysał się na krześle i przewrócił razem z nim na podłogę z hukem nieadekwatnym do jego drobnej postury, a porucznik Jean zapiał falsetem również nie licującym z jego bynajmniej nie drobną postacią.

– Opowiedzielibyście, my też chcemy się pośmiać – hrabia Filip odezwał się w imieniu Garricków.
– Ze wszystkimi szczegółami nie opowiem, bo nowela by się zrobiła, a nie odcinek bloga – powiedział Bazil. – Krótko mówiąc: dom za wsią, w szczerym polu, droga się tam kończy, ogród większy od palmiarni Edka, w nim jeden pieniek. Ale pani Milenka utrafiła i szlus, samochodzik zaklinowany. Dwie baby same z problemem, bo ten facet pani Asi to akurat wyjechał.
– Jasne, jak do żony przyjeżdża przyjaciółka, to spieprzać trzeba – wtrącił Ian.
– Jakie one koncepcje miały, to nie uwierzycie. I dawaj dzwonić i dyskutować te swoje pomysły z przyjaciółkami w całej Europie.
– Jakby te dialogi zacytować, to niech się bestia schowa – zachichotał święty Edgar. – Jedna mówi: trzeba się wczołgać pod samochód i spiłować pieniek. Druga, że nie, bo się pokaleczą, przecież piłować nie umieją, a już na leżąco to całkiem nie. Co innego, co to podobne do piłowania, to umieją, i owszem, ale do tego przecież chłop potrzebny. Więc że lepiej podnieść auto na dwóch lewarkach. A trzecia przez telefon powiada, że mąż czwartej mówi, że na lewarkach nie, bo podwozie połamią. W końcu dały za wygraną i zadzwoniły po pomoc drogową.
– W całej wsi ludziska oczy przecierali, jak ta pomoc zjechała. Bo dźwig z platformą jak dwadzieścia bestii, z dziesięć aut lekko by się na niej zmieściło, polną dróżką do domku pani Asi jedzie, jakby tam jaki rekordowy karambol się zdarzył. Ten ratownik nawet forsy nie chciał, bo tak się ubawił.
– My też. A dla mnie zwrot „mieć z kimś na pieńku” nabrał nowych konotacji – zakończył Richard.
– W tej historii jest głębszy sens – stwierdził hrabia Filip. – Niewykluczone, że Murzyn przez ten samochód z niejednymi w Europie będzie miał na pieńku. Musi być zły, że tak się z niego śmieją, jak wy z tych bab.
– Niech się złości, teraz każdy wie, jaki jest na niego sposób. Pieniek mu podsunąć i gotowe.
– A jego żona to sprytniejsza od niego. Powiada, że dalej tą bestią jeździć nie będzie, że do domu musi wracać, bo córeczki mają egzaminy. Już ona nie do córeczek wraca, he, he. Przecież wszyscy wiedzą, co to za jedna, najważniejszy ją zdemaskował. Teraz mąż w Europie, chata wolna, będzie bal...
– Pewnie, Murzyn z wozu, żonie lżej.
– Nie, odwrotnie, żona z wozu... Nie, to jakoś inaczej było.
– Cnotliwa żona męża korona – podsumował sentencjonalnie Richard i spojrzał z ukosa na Iana.

1 komentarz:

  1. Święta prawda z tym pieńkiem. Nie zapraszajcie mnie do ogródka, póki nie wykarczujecie.

    OdpowiedzUsuń