– A coś ty taki skwaszony, Rolciu? – zatroszczył się Richard. – Nawet ptaszek kiwi ci się nie podoba... O co ci chodzi?
– O co chodzi? O Żyda z Łodzi! – parsknął biskup. – Nie bójmy się tego słowa. Edek nie boi się cytować, to i ja odpowiednie dam rzeczy słowo. I proszę mi tu nie wyskakiwać z polityczną poprawnością, że niby „nie masz Greczyna ani Żyda”. Bo są!!! I wszędzie ciągle brużdżą, wszystkich na swoją stronę przeciągają, i Piotrka, i Murzyna! Granta nam podstępem podiwanił ten... ten mimozowaty pomiot rabinacki! I nawet zemścić się nie ma jak, bo podania o amnestię nie złożył i u Lucyfera został!
– Czego było się spodziewać, Roleczku – westchnął święty Edgar. – Ze Stalinem zawsze się kumplował, „Jabłoczko” razem na każdej imprezie śpiewali.
– Bardzo księdza i jego ekscelencję biskupa przepraszam – odezwał się Aslak – ale ten starozakonny mimo wszystko w sprawach Apokalipsy ma lepsze kompetencje od nas. Może jednak uczciwie mu te granty przyznali.
– Choćby ta scena z bestią w „Balu w Operze” – poparł przyjaciela Edzio. – „Dzisiaj wielki bal w operze, wszelka...”
– Edziu, ja cię proszę, tylko nie to. To takie wulgarne – powiedział cichutko Aslak.
– Dobrze, złotko. To w takim razie: „Bukiety wiejskie, jak wiadomo, wiązane były wzwyż i stromo...”
– Dawaj dalej – ucieszył się Bazil.
– A ja wolę scenę śmierci porucznika Iłganowa – przerwał Richard. – To takie romantyczne. „Padł tam i mały oficerek; śmierć mu przypięła na mundurze zapiekłą karminową różę barwy pułkowych furażerek...”
– Nie!!! Nie!!! Bo to mi przypomina, co z Jeankiem się stało pod Olszynką Grochowską! Jeanuś, po co ci ta niepodległość była?!
– Spokój, spokój, nie płacz, Bazilku – włączył się święty Edgar. – Jeanek jest teraz cały, zdrowy i zbawiony. Zacytujmy lepiej ten fragment o pikniku.
– „Maczali w musztardzie kaszanki, blutwursty; jak zajadą w pełny słoik, to on zaraz pusty!” – wyrecytował porucznik.
– Ojej, Jeanku.... Że też ty tak wszystko z tych „Kwiatów polskich” pamiętasz...
– „Chrupali, chrustali chrząstkie korniszonki, a w kapuście skwarki były i kawał golonki!” – dołączył się entuzjastycznie Ian. – Panie Stasiu, poproszę goloneczkę z kapustką.
– Ty za bardzo sobie dogadzasz, Ian – skomentował święty. – Sporo ostatnio przytyłeś i z cholesterolem też jesteś na bakier.
– Ja jestem mocno zbudowany, to rodzinne – obruszył się Ian.
– Hm, rodzinne... Popatrz na Jeanka, uwarunkowania genetyczne te same, a talia szczuplutka.
– To ty nie wiesz, że on nosi gorset pod mundurem? Bazil mu go co rano sznuruje i coraz trudniej mu to idzie, normalnie „Przeminęło z wiatrem”.
– Przeminęło z wiatrem? – Richard oderwał się od obserwacji manukury. – Bal? Czy pamiętasz, jak ze mną tańczyłeś walca, Edgar? A wiecie, co się dzieje „Pod Brzoskwińką”? Pani Flora namówiła Yvette, a ona panią Słowacką, a pani Słowacka dyrektorkę ZOO, żeby im wieczorami tych chuliganów z MOJSZE dawali do resocjalizacji jako fordanserów.
– A ja co wieczór dzieciaków sam pilnuję – powiedział z żalem Ian. – Ja jestem za równouprawnieniem, ale... Bliźniacy wymagają podwójnej opieki, a tu...
– Ten Żyd za tym ani chybi stoi – stwierdził ponuro biskup.
– Pewnie. „Patrzy na nie, krwisty, brwisty, pijący przy stoliku whisky” – odważnie zacytował Richard.
– Już my sobie z nim poradzimy. Nie dotrzyma deadline, moja w tym głowa, i Kiciusia – powiedział biskup.
Kiciuś miauknął ze zrozumieniem i przepadł w kominku.
– Żyd ma myszkę na policzku – wyjaśnił biskup i zapalił sztuczny ogień w ulubionym koktajlu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz