środa, 4 maja 2011

Odcinek 18: Zawłaszczenie

– Biłeś się z terrorystami, czy co? – spytał Ian na widok Richarda, który rzeczywiście miał włosy i ubranie w lekkim nieładzie, a jedno oko trochę podbite.
– Prawie – Richard ostrożnie położył na stole duży tobołek i zaczął go rozpakowywać. – Odebrałem go jakimś poamnestyjnym chuliganom. Związanego go ze sobą ciągali, jak kurę na nieekologiczny rynek, wyobrażacie sobie?

Z tobołka wyłoniło się wielkie, nastroszone ptaszysko. Miało zakrzywiony dziób i ponurą minę, a w ogonie i w prawym skrzydle brakowało mu kilku lotek.
– No nie, panowie – odezwał się pan Staszek. – Ja lubię stworzenia, ale nie róbcie mi zoo z knajpy. Kot, żółw, teraz pan Rysiek sępa przytargał. Cały stół zaświni.
– To nie sęp, to orzeł – wyjaśnił Richard. – Niech pan nie będzie taki, panie Stasiu, przecież pan widzi, że źle się czuje. Nich pan mu da trochę wody w misce i surowy befsztyk. I jakąś gazetę do podłożenia, to nie pobrudzi stołu.
– Jaką gazetę, panie Rysiu?
– A jakąkolwiek, co to ma za znaczenie?
– Dla niektórych bardzo duże ma. Ja mu lepiej podłożę ceratę – stwierdził pan Stasio i zakrzątnął się w kuchni.

Orzeł napił się wody i markotnie, bez większego przekonania zaczął skubać befsztyk.
– Możesz go uzdrowić, Edgar? – spytał Richard z nadzieją w głosie.
– Lotki mu same odrosną – stwierdził święty. – On cierpi duchowo. To nie moja specjalność, ja jestem ortopedą, chirurgiem i toksykologiem. Jak zje, to go zabiorę do Lolka. Może on co poradzi.

Nagle coś głośno stuknęło i po stole potoczył się kamień owinięty w papier. Okno na szczęście było otwarte.

Orzeł skrzeknął, zostawił befsztyk, sfrunął na podłogę i schował się pod habit świętego.

– A to co znowu? Sprawdź ten papier, Aslak – polecił święty Edgar.

Aslak przebiegł wzrokiem kartkę i zbladł.
– Patrzcie – powiedział zduszonym głosem.

Na kartce napisane było dość kulfoniastymi literami:

Wy pedały i klerykalni libertyni!

Bezprawnie zawłaszczyliźcie sobie Symbol. Rządamy natyhmiastowego zwrotu zawłaszczonego Orła. Jerzeli Ożeł nie będzie zwrucony to spalimy wam Kota. Kot jusz jest w naszyh rękach, macie czas do pułnocy.

– Kiciuś – wyszeptał Bazil i wypadł pędem do ogrodu.

Ożeł ma być dostarczony do naszej Tajnej Kwatery, plac świętego Wita 17 B, drugie piętro – czytał dalej święty Edgar. –  Lepiej się pośpieszcie, bo zbieramy chróst na ognisko. Podpisano: MOJSZE.

– Mojsze? – zdziwił się Richard. – Oni na Żydów nie wyglądali.
– Czekajcie, tu coś jeszcze jest na samym dole, mniejszymi literami – zwrócił uwagę Aslak. – Aha, MOJSZE to skrót. Młodzieżowa Organizacja o Jedynie Słusznych Zasadach Etycznych.

Baził wrócił z ogrodu. Wyrazem twarzy przypominał Orfeusza z pompejańskiego fresku.
  Nie ma Kiciusia – szepnął. – Nigdzie go nie ma. To moja wina. Nie pilnowałem go. Ale tak sobie smacznie spał na słoneczku.
– Bazil – powiedział zdecydowanie porucznik Jean – przecież wiesz, że ja na to nie pozwolę. Kota szablą odbierzemy. Orła też nie oddamy – zwrócił się do Richarda. – Jako najwyższy rangą obejmuję dowództwo. Będzie nowa Somosierra!

Orzeł skrzeknął jakby trochę weselej i wyjrzał spod habitu świętego Edgara.
–  W imię Ojca i Syna, a jemu co się stało?   zawołał Ian. –  Druga głowa mu wyrosła! 

1 komentarz:

  1. Rzondamy zwrotu bialego orła na czerwonym, czyli herbu, nie godła.

    OdpowiedzUsuń