poniedziałek, 19 marca 2012

Odcinek 95: O nietransparentnych finansach i słusznych karach dla libertynów




– Słyszałeś, Rolek? Współczesny Kościół ma jakoby nietransparentne finanse – zagaił nieco złośliwie Ian.
– A ty to niby budżet swoich majątków na transparentach obnosiłeś? – przyszedł w sukurs krewniakowi hrabia Filip. – To są kwestie ściśle poufne, osobiste, rzekłbym – intymne. Ze sprawami intymnymi to się tylko libertyni publicznie obnoszą. Przecież to nieprzyzwoite, żeby tajniacy Kościołowi w budżet zaglądali. Panie Stasiu, pan by zaakceptował, gdyby panu aniołowie od Serafina zaglądali do kasy, albo i gdzie indziej?
– Szefie uchowaj – pan Staszek przeżegnał się i zaczął gorączkowo szukać czegoś pod bufetem, zapominając o zamówieniach. Potem znikł na zapleczu.
– Sami sobie dziś musimy drinki mieszać – stwierdził Richard i zajął się barem.
– Ja bym bardzo chciał się więcej dowiedzieć o tych libertynach, transparentach, o Renesansie i o kardynale Borgii ­– odezwał się nieśmiało Larry. – Bo na razie mało rozumiem.
– To temat na serię wykładów, dziś ujmę problematykę tylko powierzchownie – biskup Roland podziękował Richardowi za Krwawą Mary. – Tradycja nietransparentności finansów zakorzeniona jest w kulturze Renesansu, która, jak wiemy, nawiązuje do wzorów antycznych. Libertynizm również opiera się na tych wzorach, ale rozkwitł na dobre w epoce Oświecenia. Libertyni, mój drogi Larry, w przeciwieństwie do romantyków, lubią intensywne oświetlenie, ale jednak nie takie, które nakierowane jest na finanse.
– A kto by takie lubił? – spocony pan Staszek wynurzył się z zaplecza.
– Ale libertyni idą do piekła, prawda? – dopytywał się Larry.
– Oczywiście! – biskup Roland uśmiechnął się w zwykły diaboliczny sposób. – Jednak niektórzy sprawiają problemy. Pojawił się swego czasu w piekle niejaki Poldek de Sacher-Masoch. Austriacki poeta, co już niejedno daje do myślenia. W piekle zasady są takie, że każdego nowego potępieńca trzeba poddać torturom. Kiedy się smażą w smole, to Lucyfer przegląda kotły, pokrywki podnosi i patrzy, który by się nadał na funkcyjnego. Na pierwszym etapie dusze muszą się pomęczyć, inaczej instytucja straciłaby renomę.
– Nie chrzań, Rolek, ciebie nikt w smole nie smażył! – zauważył hrabia Filip.
– Ja sobie zamiast smoły załatwiłem siarkowe źródła. Od czego się jest Garrikiem? Ale nie o mnie chodzi, tylko o Poldka Sacher-Masocha. Rozłożył się w kotle z wrzącą smołą jak w jacuzzi, nogami fika, a jak go który z diabłów widłami popchnie, to aż piszczy z uciechy. Jakby tak dalej poszło, to całe piekło by zdemoralizował. Sprawa doszła do samego Lucyfera. Wezwał na poufną naradę Olka Borgię.
– Szefie – powiada Olek – my to załatwimy. Delegacja dla mnie i dla Funia de Sade na weekend do spa-hotelu „Pod Kopytkiem”, i po sprawie.
– Funia chcesz w to wmieszać? – zdziwił się Lucyfer. – Toż to jeszcze gorzej się porobi!
– Funio to profesjonalny sadysta, a nie jakiś partacz z Bożej... tfu, przepraszam, szatańskiej łaski – wyjaśnił Borgia.

No i bardzo profesjonalnie zajęli się Poldziem de Sacher-Masoch. Prosił, błagał, żeby Funio mu chociaż w zęby dał, a Olek Borgia manicure zrobił. A oni nic.
– Oluś, przecież wiem, że masz te obcążki... Zlituj się... – jęczał Poldzio. A Olek się uśmiecha i go częstuje czekoladkami. A Funio Poldzia po głowie głaszcze i podaje mu poziomki z bitą śmietaną, i wermucik z cytrynką.
Poldzio próbował uciekać. Nie zatrzymywali go siłą, bo miałby z tego zbyt dużą przyjemność.
– Idź, Poldziu, idź – powiedział serdecznie Funio de Sade. – Jak na nas będziesz narzekał, to...
– To co? – Poldzio nabrał animuszu. – Do kotła ze smołą mnie nareszcie wsadzą!
– Chciałbyś – odparł Funio. – Nie, słoneczko, do nieba cię wyślą, na wieczny błogostan...
– Nie!!!! – Poldzio ostatecznie się załamał. – Nie, ja już wszystko zniosę, te czekoladki, te poziomki... Byle nie do nieba!

Po weekendzie Lucyfer osobiście pogratulował Olkowi Borgii i Funiowi de Sade.

– Doskonale – powiedział. – Zmaltretowany bardziej niż po miesiącu w kotle ze smołą. A już się bałem, że mi piekło na głowie postawi.
***
I to jest właśnie sposób na libertynów, Larry – zakończył biskup Roland. – Nie pozwalać im na żadne przyjemności. Jak który lubi być bity, nie bić. Podać poziomki ze śmietaną. Jak lubi, żeby na niego patrzeć, nie patrzeć. Od razu poczuje się nieudacznikiem i wpadnie w depresję.

Larry miał jeszcze sporo pytań, ale nie zmieściły się w tym odcinku bloga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz