czwartek, 2 czerwca 2011

Odcinek 36: Znowu smok

– Wszyscy wygrali, każdy na swój sposób – obwieścił święty Edgar.

Edzio podał bestii wieńce ze stokrotek, a bestia rozmieściła je na głowach zwycięzców z radosnym porykiwaniem. Orzeł załopotał skrzydłami najładniej, jak potrafił, a Ian zadął w trąbę.

– Co się tu dzieje, na ogon Lucyfera? – rozległ się stentorowy okrzyk. Na placyku przed tawerną pojawił się archanioł Michał na czele zamaskowanego oddziału aniołów antyterrorystycznych. – Trąby, bestia... Sir Sleighstone! Poruczniku de Saint-Pierre! Nie było rozkazu rozpoczynania Apokalipsy!

– My tylko obchodzimy Dzień Dziecka – bąknął Ian.
– I bronimy wartości chrześcijańskich – dodał święty Edgar.
– A... nie zauważyłem księdza – zreflektował się archanioł. – Jak to, to i ksiądz w tym uczestniczy? Ksiądz uczęszcza do takiej mordowni?
– Tylko nie mordownia – odezwał się od drzwi tawerny pan Staszek. – Takich sznycli, jak u mnie, to i w kantynie sztabu panu generałowi nie podadzą.
– Melduję, panie generale, że to prawda – powiedział porucznik Jean. – Sznycle jak na kongresie wiedeńskim, słowo daję. Można na nich usiąść w białych spodniach od galowego munduru i jednej plamki nie będzie.
– Z jakiego powodu siadacie na sznyclach, poruczniku? – archanioł Michał był trochę zbity z tropu, ale starał się to ukryć pod profesjonalnym tonem.
– A na czym miałby siadać oficer, melduję posłusznie, panie generale? – włączył się Bazil. – Na schabowym z kapustą? I do tego w galowym mundurze? Toż to byłby wstyd dla armii.
– Szeregowy odezwał się niepytany – skarcił Bazila archanioł.
– Z obowiązku ordynansa, panie generale – wyjaśnił Bazil. – Moim zadaniem jest dbać o o honor munduru. Pan generał sobie wyobraża, co to by było, jakby każdy oficer siadał na schabowych kotletach? Albo, Szefie odpuść, na flaczkach?
– Hmm... Na flaczkach zdecydowanie siadać nie należy – zgodził się archanioł. – A są flaczki?
– Wedle rozkazu, są, panie generale – zameldował pan Staszek.
– To ja sprawdzę, czy dosyć w nich majeranku – powiedział zdecydowanie archanioł i skierował się do drzwi tawerny.
– A nie, nie – pan Staszek zagrodził mu drogę. – Najpierw frontowego. Trzeźwych generałów u mnie do kuchni się nie wpuszcza. Kuchnia w tawernie to, nie przymierzając, jak kokpit w samolocie.

***

– Nie powalczyłby sobie pan generał ze smokiem? – zaproponował Richard po dwóch porcjach flaczków i nieco większej liczbie frontowych. – Tak dla wprawy. Nie gryzie.


– Smoooka, wujek, smooka! – wrzasnęły chórem umorusane lodami i keczupem aniołeczki.
– Pan generał pokaże, jak to się robi, bo my ciągle na tych symulatorach trenujemy, a jak coś zrobimy w realu, to zaraz nas chcą wsadzać do ZOO – odezwał się sierżant antyterrorystycznych aniołów. – Melduję posłusznie, demoralizacja od tej symulacji, panie generale.
– Celestynie! – zawołał Richard i zagwizdał. – Hubercik, skocz do ogródka po rzodkiewki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz