środa, 1 czerwca 2011

Odcinek 35: Wielki turniej

– Wy tu znowu? – mruknął hrabia Filip na widok dwóch aniołeczków.
– Przecież dzisiaj Dzień Dziecka – odparł Hieronimek. – Mama powiedziała, że możemy się bawić, gdzie chcemy i w co chcemy.

– Mama to czasami nie wie, co mówi – westchnął Ian. – To w co się bawicie?
– W turniej, z wujkiem Rysiem – wyjaśnił Antoś. – Wczoraj to była tylko rozgrzewka.
– I wujek Rysiek prosił, żeby pana Stasia zapytać, czy może przygotować lody na podwieczorek. Dla zwycięzców i pokonanych, sprawiedliwie. Wujek zapłaci. I koktajle dla bestii, wujek mówił, że pan Stasio wie, jakie.
– To i bestia tu przylazła? Nie przestraszyliście się? – zatroszczył się Ian.
– Spoko, tata. Pani Słowackiej to się czasem można przestraszyć, ale bestia jest w porzo – zapewnił Hieronimek. – Bestia będzie damami serca. Bo Elka nie chce być damą, ona też chce być rycerzem. Więc nas z wujkiem Ryśkiem jest siódemka, a bestia ma siedem głów i wszystko pasi.
– Pasuje – poprawił automatycznie Aslak.

– Wujka Edgara nie widzieliście? – spytał Ian.
– Wujek Edgar też się z nami będzie bawił. Będzie sędzią. Na pewno da bliźniakom czerwone kartki, hi, hi – poinformował Antoś. – Aha, mówił, że można jeść mizerię, bo ogórki już uzdrowione. Nawet żółwiowi można dać.
– Będzie miał Pawełek radosny Dzień Dziecka – ucieszył się Edzio.

– No to się bawcie – skonkludował Ian. – Będą lody i Cola, tylko jej na jarzyny nie rozlewajcie. Na kolację funduję pizzę.
– Dziękujemy, tato – uśmiechnął się przymilnie Hieronimek. – Ale, widzisz... co to za turniej, jak nikt nie zadmie w trąbę? A ty masz takie duże płuca...
– Dobra, dobra, przyjdę i zadmę. Widzicie, małe dziecko, a prawidłowo ocenia moją posturę – powiedział z satysfakcją Ian.
– I minstrele muszą być i śpiewać na chwałę dam. A pan Aslak tak ładnie gra na lutni, a pan porucznik i pan Bazil tak ślicznie śpiewają – dalej przymilał się Hieronimek.
– I wcale nie tylko po wódce, i wcale z nich nie są pedały zatracone – uzupełnił Antoś.
– Przyjdziemy, pewnie, że przyjdziemy – zapewnił porucznik, źle ukrywając zadowolenie. – No, biegnijcie.

Aniołeczki nie kwapiły się do wyjścia.

– A orła możemy pożyczyć? – spytał nieśmiało Antoś.
– Nie dam stworzenia na poniewierkę – zaprotestował pan Staszek.
– My mu nic nie zrobimy, słowo anielskie, panie Stasiu – zapewnił Hieronimek. – My go chcemy tylko po to, żeby łopotał skrzydłami nad głową zwycięzcy. To by zaj... zaiste elegancko wyglądało, prawda?
– Skoro tak ładnie prosicie – mina pana Staszka złagodniała. – Pobawisz się z dziećmi, Wiktor?
– Tatar i dwie sety – postawił warunek orzeł i wylazł zza bufetu.
– Pan jest fajny, panie Stasiu, wcale nie zapijaczony knajpiarz – stwierdził Antoś. – Lecimy.

– Zaraz, zaraz... A dla mnie i Filipa nie ma żadnych funkcji? – spytał biskup lekko urażonym tonem.
– Hmm... Jak gramy w Chińczyka i ktoś oszukuje, to tata zawsze mówi. „Nie szwindluj jak Garrick na turnieju” – powiedział z namysłem Antoś.
– Zamknij się, debilu – uciszył brata Hieronimek. – Wujek Filip i ksiądz biskup będą ambasadorami. To dodaje tego, jak mu tam... splendoru. Wujek będzie ambasadorem przyjaznego mocarstwa, a ksiądz biskup wrogiego, dobra?
– Mogę być – wielkodusznie zgodził się biskup.

– A propos wrogiego, he, he, przypomniał mi się Godfryd z Nottingville – powiedział Ian. – Frydek na niego w garnizonie mówili. Pojechał raz niby na święta do domu i gdzieś się zawieruszył, prawie rok go nie było. Wraca, król go bierze na dywanik, pyta, gdzie był i co robił. „Walczyłem z wrogami najjaśniejszego pana na Południu” – odpowiada służbiście Godfryd. – „Biłem ich, łupiłem, ogrywałem w kości, bezcześciłem ich niewiasty.” Król się zdziwił: „Ale ja nie mam wrogów na Południu.” A Frydek na to: „Teraz już masz, panie.”

– Dobre, ale ja tę samą historię słyszałem o Geoffreyu Foresterze – zauważył hrabia.

– Bo Forester zawsze wszystkich małpował.

– A o mnie znowu wszyscy zapomnieli – szepnął Edzio.
– Wujek nazbiera kwiatków – zaproponował Antoś. – I uplecie wieńce dla zwycięzców. Nikt tego lepiej od wujka nie zrobi. Mama na wujka mówi „literacki impotent”, ale wcale nie ma racji.
– Dobra, idziemy na turniej! Dalej, dzieci, w gęęęsty szyk! – zakomenderował porucznik.
– Leć, nasz orle, w góóórnym pędzie! – podjęły aniołeczki, a orzeł się dostosował.
***
Wkrótce zabrzmiała trąba, trzej minstrele wykonali na cześć dam – i przy ich spontanicznym udziale – utwór „Pobór na dziewczynki”, a potem Ian wygłosił:
– Szlachetne damy, szanowni panowie! Rozpoczynamy wielki turniej w obronie chrześcijaństwa. Jako pierwsi skrzyżują miecze Hubert i George Sleighstone...
– Tato, a kto ma bronić wartości chrześcijańskich: Hubert czy Jurek? – pisnął Antoś.
– Obaj, gówniarzu – syknął ze zniecierpliwieniem Ian.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz