wtorek, 16 sierpnia 2011

Odcinek 51: Popielgrzymkowe refleksje oraz gry ruchowe

– To dla pana, panie Stasiu, niech pan to zatknie za święty obrazek – Aslak podał panu Staszkowi śliczny bukiet ziół i polnych kwiatów. – Poświęcone na Jasnej Górze. Edzio nazbierał kwiatków, a biskup poświęcił.
– Rolek kwiatki święcił? To chyba naprawdę koniec świata się zbliża – zauważył hrabia Filip.
– Nie biskup Roland, tylko ziemski biskup. Porządny – zapewnił Aslak.
– Bardzo interesujący miał model kropidła. A Roland na Jasnej Górze zupełnie przyzwoicie się zachowywał – zapewnił święty Edgar. – Ale przedtem trochę musiał narozrabiać, inaczej nie byłby sobą. Zgadał się po drodze z lokalnymi diabłami, Borutą i tym drugim. I paprykę zniszczyli. To znaczy, plantacje papryki. Nawałnicą.
– Rolek? Paprykę zniszczył? Przecież on paprykę uwielbia, im ostrzejsza, tym lepiej – zdziwił się Richard. – Do Krwawej Mary zawsze jej sobie dosypuje, czasem nawet szarlotkę papryką przyprawia. Tak się po przeciwnej stronie przyzwyczaił.
– U Belzebuba bzika mają na punkcie papryki – przytaknął Bazil. – Nawet lody paprykowe kręcą, tfu. Raz takie na spotkaniu integracyjnym podali. Ja tylko spróbowałem i powiedziałem, że mnie gardło boli, ale Piotrek z archaniołem się skusili i przez cały następny dzień z ust im tak dymiło, że się bali Szefowi na oczy pokazać, hi, hi. Jakby On nie był wszechwiedzący. Słuchajcie! – Bazilowi zaiskrzyły się oczy. – Ja chyba wiem, dlaczego Rolek tę nawałnicę zrobił! Po to, żeby papryka poszła do wszystkich diabłów! Pewnie u Belzebuba się zapasy kończą. A Rolek ze starymi kumplami na wszelki wypadek woli trzymać sztamę, zwłaszcza, jak przy okazji jakiś ubaw z tego może być.
– Ty, Bazil, nie chciałbyś przenieść się do MSZ-u, zamiast się marnować w tym helpdesku? – spytał z uznaniem hrabia Filip. – Zaprotegowałbym cię, bo chwilami to genialny jesteś. Ubaw rzeczywiście przy tej okazji był. Polityk przyjechał, wiecie, który, do tej zniszczonej papryki, żeby ludzi pocieszać. A oni tak na niego nawrzeszczeli, że musiał uciekać, gdzie pieprz rośnie.

– Pieprz też zniszczyli? – zaineteresował się Richard.
– Nie, pieprz bez zagrożenia.
– Pan by, panie hrabio, lepiej do Częstochowy poszedł, zamiast pana Ryśka do grzechu zachęcać – odezwał się zgorszonym tonem pan Staszek. – Chociaż, prawdą a Szefem, zachęcać to jego nie potrzeba – pan Staszek znacząco spojrzał na święty obrazek pędzla Richarda, przyozdobiony poświęconymi ziółkami. Obrazek przedstawiał bardzo mocno wydekoltowaną świętą Barbarę w otoczeniu skrzydlatych piesków i chomików. – On i świętej nie przepuści, że też kary Szefowskiej na niego nie ma.

Święty Edgar uspokoił pana Staszka. Dzięki temu na stole wkrótce pojawiła się smakowita faszerowana papryka.

– To od księdza biskupa – wyjaśnił pan Stasio. – Powiedział, że dziś nie przyjdzie, do jakiegoś starego znajomego wybierał się na kolację. Ale dwa koszyki pięknej papryczki przyniósł. Jedzcie panowie na zdrowie.

– Wuuuujeeek!!! – rozległ się nagle chóralny okrzyk spod drzwi.
– Co tam znowu?!! – równie chóralnie zabrzmiało od stołu.

Anielski chórek rozpadł się na sześć głosów, mówiących jednocześnie i z wielkim wzburzeniem. Dało się wyłowić frazy „tak dłużej nie można”, „do czego to podobne”, „obiecanki-cacanki”, „tak już nie sposób funkcjonować” i tym podobne.

– Spokój!!! – ryknął Ian. – Niech Elżbietka mówi, o co chodzi. I o którego wujka.
– W zasadzie o wszystkich – odparła Elżbietka, poprawiając nieco oklapniętą punkową fryzurę. – A ogólnie o to, że obiecali się z nami pobawić, jak wrócą z pielgrzymki. Wczoraj wrócili, i co?
– Mama tym razem miała racje. Siedzą w knajpie i pieprzą głupoty – wtrącił Antoś.
– Ciicho, durniu niedyplomatyczny – syknął Hieronimek. – Więc tak: ja się chcę bawić z wujkiem Edgarem w cud nad Wisłą.
– Ja z wujkiem Aslakiem i wujkiem Edziem w oblężenie Jasnej Góry przez pielgrzymów – dodał Edgarek.
– A my z wujkiem Ryśkiem i z wujkiem porucznikiem w powstanie, obojętnie, jakie, byle była duża zadyma – zadeklarowali bliźniacy. – Wujek komtur będzie okupantem, dobrze? A pan Bazilek może być kapitanem Klossem...
– No, no, czterech wujków do jednej zabawy?! – zaprotestowała Elżbietka. – Pan Bazilek będzie się bawił ze mną i z Antkiem. Wujek Filip też. Intelektualnie. W pisanie raportu. Takie cuda wymyślimy, że niech się wasz cud nad Wisłą schowa. Aha, jeżeli mowa o Wiśle: Antek ma pomysł na jakąś grę ruchową nad wodą, w przerwach od pisania. Jak ta gra się miała nazywać? „Kto ma wisieć? Nie Antoni?”
– „Co ma wisieć, nie utonie” – poprawił z godnością Antoś. – Chcę się dowiedzieć, czy to prawda. Bo jakoś mi się wydaje, że czasem tonie to, co miało wisieć. A kiedy indziej na odwrót. Ale zaraz, zaraz... Co to takiego? – Antoś wskazał na stworzenie śpiące snem sprawiedliwego na kolanach Richarda.
– Tola – wyjaśnił z uśmiechem Richard.

Aniołeczki spojrzały po sobie.

– To gramy w piłkę! Wszyscy, ze wszystkimi wujkami! – ryknęli bliźniacy. – Wujek ma Tolę!!! Tarara, wujek ma Tolę!!!
– Mama niedawno powiedziała do pani Flory: „Z Ryśka kompletny matoł, ale co ma, to ma”. Teraz nareszcie wiem, o co chodziło – stwierdził radośnie Antoś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz