sobota, 13 sierpnia 2011

Odcinek 49: Tola i inoracja


Drodzy czytelnicy, proszę, pomóżcie Toli! 


– Już wróciliście? – zdziwił się hrabia Filip i wcisnął pilotem tak zwaną – i od niedawna słynną – stopklatkę.
– Pan lepiej tego pilota zostawi – ostrzegł pan Staszek. – Serafin  regularnie tu przychodzi tuż przed zamknięciem lokalu i pyta, kto ostatnio na pilota naciskał. Udaje, że do raportu coś wpisuje, chociaż każdy wie, że to analfabeta. Do tej pory mu mówiłem, że pani Słowacka taki ma zwyczaj, że wieczorami lubi sobie na pilota nacisnąć, ale jakoś chyba mi ten młot przestaje wierzyć. Ze dwie szare komórki jednak w głowie ma. A trzecią w kieszeni nosi. Trzy stanowi komplet, już o tym mówiliśmy. Nawet Szef przy ważniejszych okazjach objawia się w trzech osobach.

Hrabia Filip odłożył pilota.

– Ja do tej pory nie rozumiałem, jakim sposobem archanioł z Serafinem się na stanowiskach utrzymują – westchnął. – Ale jak sobie na telewizję popatrzyłem, to zaczynam rozumieć. Niech mi pan poda podwójne martini, panie Stasiu. No, chłopaki, opowiadajcie, jak w tej Anglii było.
– Zaraz, tylko zbroję zdejmę, spociłem się jak mysz przy tych pożarach. Potrzymaj chwilkę, Jean – Richard podał porucznikowi małe zawiniątko i obaj z Ianem udali się do szatni.

– Pan Rysiek znowu jakieś bydlę sprowadził – stwierdził z rezygnacją pan Staszek. – Pan odwinie ten perkalik, panie poruczniku, najgorsza prawda lepsza od zawijania w bawełnę.

Porucznik Jean udostępnił oczom zebranych zawartość tobołka.

Tym razem przeżegnał się nie tylko pan Staszek, ale nawet nie grzeszący pobożnością hrabia Filip. Kiciuś zeskoczył z parapetu i trzepnął łapą zawartość, a ona rozkrzyczała się bardzo piskliwym głosikiem. Trzeba jednak Kiciusiowi przyznać, że nie wyciągnął pazurów.

– Fuj, Kiciuś, nie ruszaj, to nie Murzyn, chociaż morda paskudna – poskromił ulubieńca Bazil.
– Murzyn faktycznie nie, ale co? Ni pies, ni wydra – zastanawiał się pan Staszek.
– Licho wie, ale posikało mi się na spodnie. Pan da jakąś gazetę, żeby pod toto podłożyć, panie Stasiu – poprosił porucznik.
– Gazetę?! – pan Staszek przeżegnał się dwa razy. – Ja pana nigdy za prowokatora nie miałem, panie Jeanku. Archanioł pana zwerbował, czy pan tak tylko z tej... jak to się nazywa... inoracji?
– Ja pana nie rozumiem, ja chcę tylko, żeby mi toto czego gorszego na spodniach nie zrobiło, dlatego proszę o gazetę  – odparł porucznik i mimo wszystko pogłaskał zawartość tobołka. Przestała piszczeć i zamerdała ogonkiem.
– Znaczy, pan tak z inoracji powiedział. To pan nie wie, co było, jak jeden poeta obraził gazetę? Gazeta jego do sądu zapodała, i karę sąd mu kazał zapłacić, chociaż to staruszek na emeryturze, z czego on ma płacić? Nawet jakby się do eutanazji zgłosił, to kto od takiego dziadunia nerkę kupi, jeszcze od poety? A on tylko powiedział, że ta gazeta myśli, że ino ona ma rację, a według niego ona ma inorację. I za to go pod sąd wzięli. To pan sobie wyobraża, co to by było, jakby mi toto na gazetę nas..ło? Niech się nauczy do kuwety chodzić, orła nauczyłem.

– Ale co to jest? – zastanawiał się dalej hrabia Filip.

– Tola! – zawołał Richard, nareszcie uwolniony ze zbroi. – Ktoś biedactwo wyrzucił na ulicę! I nikt nie zwrócił na nią uwagi, bo wszyscy patrzyli, jak jedną ładną panią z okna na ulicę wyrzucali. Ja tam ładne panie lubię, ale jak mam do wyboru panią i Tolę, to Tolę wolę! Więc ją wziąłem, i nie oddam! Niech pan jej ugotuje owsianki, panie Stasiu, i troszkę siekanego mięska trzeba dodać, nie za dużo.

– Na premiera się pan szykuje, panie Rysiek? – spytał pan Staszek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz