czwartek, 4 sierpnia 2011

Odcinek 46: Fotoszopa


– Zrobiłbyś na odmianę bilboard, Richie, a nie ciągle te ostrołuki – powiedział hrabia Filip, krytycznie przyglądając się Richardowi, który w altance przed tawerną właśnie kończył prześliczny witraż przedtawiający komtura Ulfa z orłem na ramieniu. Orzeł i komtur wpatrzeni byli w pokrytą nenufarami sadzawkę.

Richard nie zareagował. Właśnie nadawał upierzeniu orła puszystość i połysk przy pomocy cieniutkiego pędzelka. Był tym całkowicie pochłonięty i nie docierały do niego bodźce werbalne.

– Bil... co? –  spytał Ian.
– Bilboard. Taki duży plakat przedwyborczy.
– Bez sensu. Jaki my tu mamy wybór? – odezwał się porucznik Jean. – Komtur i biskup to przed amnestią jeszcze mieli: składać podanie o przeniesienie do nieba, czy nie składać. Ale jak się człowiek znajdzie w niebie, to z wyborami koniec.
– I bardzo dobrze. Porządek jak za cesarza. To znaczy prawie, bo Szef jest bardziej tolerancyjny niż cesarz. A bilboardy są brzydkie. Maluj dalej, Richie. Jakie to ładne! Nie słuchaj ich – powiedział serdecznie Bazil.

Richard i tak nie słuchał. Dodał oku orła wyrazu małą jasną plamką i odsunął się, żeby sprawdzić efekt.

– Nie masz racji, Jean – włączył się nieoczekiwanie Edzio, wyjątkowo robiąc to prozą. – Mamy wybór. Robić bilboardy albo nie robić.
– Jak my zrobimy, to będą brzydkie, bo ładne tylko Richard by umiał zrobić, no a on... sami widzicie.

Richard zajął się układaniem jasno- i ciemnoniebieskich szkiełek w górnej części witraża przedstawiającej niebo. Nucił pod nosem „Kiedy ranne wstają zorze...”.

– Przecież bilboardy mają być brzydkie, z założenia, Bazil mówił – podjął temat biskup.
– Ale jeden taki powiedział, że za dwa bilboardy to można przez cały rok karmić głodną sierotkę.
– Co ty chrzanisz, przecież u nas nie ma sierotek. I nikt nie głoduje, chyba że dobrowolnie w spie, czy spa.

Ian wzdrygnął się i sięgnął do salaterki z chipsami. Chipsy zrobione były z ziemniaków z ekologicznej plantacji szwagra pana Staszka. Pan Staszek spojrzał na Iana ze zrozumieniem i podsunął mu miseczkę z dipem. Dip nie był ekologiczny.

– No to robimy te bilboardy. Tylko jak? – zastanawiał się hrabia Filip.
– Może Bazil zrobi? W fotoszopie? – zasugerował biskup.
– W szopie strach, bo od tej interwencji antyterrorystów drzwi się nie domykają i szczury się zalęgły – powiedział niewyraźnie Ian i znów się wzdrygnął.
– Ianuś, to nie taka szopa... Ojej, co ja mówię...
– Jak nie taka? Wybory to nie szopa?
– Ja mówię o fotoszopie...
– No właśnie, o tym przecież rozmawiamy. O bilboardach. Najpierw trzeba zrobić fotografie.
– A, to pamiętam, Edgar tłumaczył, jak z tym jest. Ale fotografie się robi w komórce, bo tam jest luminescencja.
 Nieprawda, luminescencja to jest w kieszeni.
– W komórce też. Najważniejsze, żeby było ciemno.
– Jak ty po ciemku plakat zrobisz, nawet brzydki?
– A właśnie, że Ian ma rację, bo ten... wiecie który... to sobie zażyczył, żeby go na bilboardach nie było widać. Więc będą go fotografować po ciemku.
Politycznych obyczajów trzeba strzec – zacytował święty Edgar, a Edzio spojrzał na niego z podziwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz