– Roland, powiedz w tej chwili, bez krętactw, szczerze jak
na świętej spowiedzi – czy ty miałeś coś do czynienia z tą Sandy? – spytał
surowo święty Edgar.
Autorytet świętego był tak niepodważalny, że podporządkował
mu się nawet biskup Roland (nb. dzięki interwencji hrabiego Filipa już
uwolniony z ZOO).
– Sandy? – zastanawiał się biskup. – Pani Słowacka ma na
imię Sally, nie Sandy, ale z nią to Ian się obściskiwał, nie ja! A jeżeli
chodzi o tę sekretarkę z MSZ-u, tę, co to ma takie duże... niebieskie oczy, to
i owszem, mea culpa, ale ona ma na
imię Cindy...
– To ty... z Cindy?!!! – hrabia Filip spurpurowiał. – Ty
rozpustniku konsekrowany!!!
– Roland, Edgarowi nie chodzi o twoje romanse, ale o
huragan, który spustoszył Nowy Jork i okolice, spowodował powodzie, pozbawił
ludzi prądu... – wyjaśnił Richard. – Ten huragan nazywa się Sandy.
– Ja się huraganami nie zajmowałem i nie zajmuję –
oświadczył zdecydowanie biskup. – Wulkany, trzęsienia ziemi, ewentualnie
tsunami, jednym słowem katastrofy związane z wstrząsami tektonicznymi – w tym
się specjalizowałem w czasach przedamnestyjnych, zresztą dobrze o tym wiecie.
Ale zjawiska atmosferyczne nie leżą w gestii piekła. Huragany wywołują albo
śmiertelnicy, albo niebianie.
Święty Edgar przez chwilę przeglądał niebiański Internet.
– Racja, Rolek – przyznał. – W takim razie kto mógł to
zrobić?
– Może pan Żeromski? – zaproponował nieśmiało Edzio de
Saint Pierre. – Wiatr od morza?
– Albo pani Marynia Dąbrowska? – dołączył sie Aslak. – Wiatr w oczy? Wiecie, drugi tom Nocy i dni...
– Trzeci tom – poprawił Edzio i został zignorowany.
– Trzeci tom – poprawił Edzio i został zignorowany.
– Eee, zwykły wiatr to nie huragan – podjął dyskusję Ian.
Edzio zignorował kolejne zignorowanie i jeszcze głębiej się zastanowił.
– Manhattan jest w dużej mierze pozbawiony prądu,
pogrążony w ciemnościach... – powiedział z namysłem. – Może to pan Józek Conrad zawinił? Jądro ciemności?
– Jak panu nie wstyd, panie Edziu, w wiglię Wszystkich Świętych
o takich rzeczach w ogóle wspominać?!! – oburzył się pan Staszek, podając
wszystkim koktajle „manhattan”. – "Jądro w ciemności", tfu! A taki inteligent... – szepnął sam do siebie, wycofując się za bufet.
Delektowano się drinkami w dość ponurym milczeniu.
– Już wiem! – wykrzyknął nagle Richard. – Wiem, kto to
zrobił! Czterej Pancerni i pies!!!
– Coooo?????
– Na pewno oni! Pomyślcie tylko! Tam był Wichura, a
Olgierd znał się na meteorologii! I byli komunistami, znaczy, nie lubili
Ameryki! Na dodatek zawsze im się wszystko udawało, jak coś chcieli zniszczyć,
to zniszczyli w try miga!
– Rrracja – przyznał komtur Ulf. – Pamiętam,
Donnerrwetterrr, jak te rrrosyjskie pachołki wysadziły w Berrlinie tamę i zalały
metrrro, tak jak w Nowym Jorrrku...
– A Szarik nosił trotyl! – uzupełnił Aslak.
– Ciiicho, panie Aslaczku, pewnie
Serafin podsłuchuje – szepnął pan Staszek.
– A niech podsłuchuje, he, he – hrabia Filip i biskup
Roland roześmiali się tak diabolicznie, że Mefistofeles lepiej by nie potrafił.
– My przecież mówimy o trotylu z czasów drugiej wojny światowej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz