środa, 31 października 2012

O przyczynach huraganu



– Roland, powiedz w tej chwili, bez krętactw, szczerze jak na świętej spowiedzi – czy ty miałeś coś do czynienia z tą Sandy? – spytał surowo święty Edgar.

Autorytet świętego był tak niepodważalny, że podporządkował mu się nawet biskup Roland (nb. dzięki interwencji hrabiego Filipa już uwolniony z ZOO).

– Sandy? – zastanawiał się biskup. – Pani Słowacka ma na imię Sally, nie Sandy, ale z nią to Ian się obściskiwał, nie ja! A jeżeli chodzi o tę sekretarkę z MSZ-u, tę, co to ma takie duże... niebieskie oczy, to i owszem, mea culpa, ale ona ma na imię Cindy...

– To ty... z Cindy?!!! – hrabia Filip spurpurowiał. – Ty rozpustniku konsekrowany!!!

– Roland, Edgarowi nie chodzi o twoje romanse, ale o huragan, który spustoszył Nowy Jork i okolice, spowodował powodzie, pozbawił ludzi prądu... – wyjaśnił Richard. – Ten huragan nazywa się Sandy.

– Ja się huraganami nie zajmowałem i nie zajmuję – oświadczył zdecydowanie biskup. – Wulkany, trzęsienia ziemi, ewentualnie tsunami, jednym słowem katastrofy związane z wstrząsami tektonicznymi – w tym się specjalizowałem w czasach przedamnestyjnych, zresztą dobrze o tym wiecie. Ale zjawiska atmosferyczne nie leżą w gestii piekła. Huragany wywołują albo śmiertelnicy, albo niebianie.

Święty Edgar przez chwilę przeglądał niebiański Internet.

– Racja, Rolek – przyznał. – W takim razie kto mógł to zrobić?
– Może pan Żeromski? – zaproponował nieśmiało Edzio de Saint Pierre. – Wiatr od morza?
– Albo pani Marynia Dąbrowska? – dołączył sie Aslak. – Wiatr w oczy? Wiecie, drugi tom Nocy i dni...
– Trzeci tom – poprawił Edzio i został zignorowany.
– Eee, zwykły wiatr to nie huragan – podjął dyskusję Ian.

Edzio zignorował kolejne zignorowanie i jeszcze głębiej się zastanowił.

– Manhattan jest w dużej mierze pozbawiony prądu, pogrążony w ciemnościach... – powiedział z namysłem.  – Może to pan Józek Conrad zawinił? Jądro ciemności?
– Jak panu nie wstyd, panie Edziu, w wiglię Wszystkich Świętych o takich rzeczach w ogóle wspominać?!! – oburzył się pan Staszek, podając wszystkim koktajle „manhattan”. – "Jądro w ciemności", tfu! A taki inteligent... – szepnął sam do siebie, wycofując się za bufet.

Delektowano się drinkami w dość ponurym milczeniu.

– Już wiem! – wykrzyknął nagle Richard. – Wiem, kto to zrobił! Czterej Pancerni i pies!!!
– Coooo?????
– Na pewno oni! Pomyślcie tylko! Tam był Wichura, a Olgierd znał się na meteorologii! I byli komunistami, znaczy, nie lubili Ameryki! Na dodatek zawsze im się wszystko udawało, jak coś chcieli zniszczyć, to zniszczyli w try miga!
– Rrracja – przyznał komtur Ulf. – Pamiętam, Donnerrwetterrr, jak te rrrosyjskie pachołki wysadziły w Berrlinie tamę i zalały metrrro, tak jak w Nowym Jorrrku...
– A Szarik nosił trotyl! – uzupełnił Aslak.
– Ciiicho, panie Aslaczku, pewnie Serafin podsłuchuje – szepnął pan Staszek.
– A niech podsłuchuje, he, he – hrabia Filip i biskup Roland roześmiali się tak diabolicznie, że Mefistofeles lepiej by nie potrafił. – My przecież mówimy o trotylu z czasów drugiej wojny światowej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz