– Z rozpędu zrobiłem dwie krwawe Mary, a tu księdza
biskupa nie ma – zmartwił się pan Staszek, podając przedkolacyjne drinki.
– Właśnie, co z Rolkiem? Od przedwczoraj go nie widziałem
– zainteresował się Richard.
– Wiadomości nie czytacie?! Przecież wszystkie media o
tym trąbią! – odezwał się hrabia Filip. – Roland teleportował się w stanie
nietrzeźwym...
– Bo to pierwszy raz...
– I popadł w kolizję z sierżantem Serafinem. W żaden
sposób się tego nie udało wyciszyć. Gdyby nie był biskupem, to może jeszcze...
Ale cóż, sprawa doszła do Szefa i Rolek poszedł na odsiadkę do ZOO.
– Ojej, biedaczek... Na długo? – spytał z empatią Aslak.
– Na Zaduszki go wypuszczą, moja w tym głowa! – zapewnił
energicznie hrabia Filip.
– Właśnie, chłopaki, jak w tym roku spędzamy Zaduszki? –
zagaił Ian. – Jedziemy znowu do Meksyku?
– Nie powinniśmy się powtarzać. To nieestetyczne –
zaprotestował Edzio de Saint-Pierre. – I jakieś takie trochą głupawo sentymentalne. Wybierzmy się lepiej do Paryża.
Odwiedzić Jeana i Bazila...
– Dobrry pomysł. W Parryżu jeszcze nie strrraszyłem –
ucieszył się komtur Ulf.
– Przecież nie wypada – włączył się pan Staszek. – Straszyć
to ksiądz komtur mógł, kiedy był, za przeproszeniem, potępieńcem. A teraz
ksiądz komtur jest duszą zbawioną. Dusze zbawione nie straszą.
– To co mam, kurropatwa, rrrobić w Zaduszki?! –
zdenerwował się komtur.
– Widzisz, Ulf – zaczął wyjaśniać święty Edgar – objawiać
się mają prawo zasadniczo tylko święci, zatem z nas tylko ja, ale każdą zasadę
można obejść. Ty i reszta chłopaków moglibyście się częściowo zmaterializować
jako widma z ektoplazmy, ale do tego potrzebne jest dobre medium, albo nawet
kilka mediów.
– Święta prawda – westchnął Richard. – Jako w niebie, tak
i na ziemi... Bez medialnego nagłośnienia nikt człowieka nie zauważy. A artysty
to już zupełnie nie.
– Przeteleportuj się po pijanemu, jak Roland, to cię
zauważą! – mruknął Ian.
– Jego by i wtedy nie zauważyli, bo nie jest biskupem –
stwierdził hrabia Filip.
– Chłopcy – rzekł łagodnie święty Edgar – ja nie miałem
na myśli takich mediów jak prasa, telewizja i strony internetowe, tylko takie,
które wywołują duchy...
– Ja tam większej różnicy nie widzę – szepnął cichutko Aslak.
– ...na przykład przy okrągłym stole... – ciągnął święty
Edgar niezrażony.
– Jak kiedyś... ci... król Artur, Lancelot i ta cała
zgraja? – Ian włączył się w tok rozumowania świętego. – Ciekawe, nie
wiedziałem, że oni mają takie wpływy w mediach... Ale oni nas nie nagłośnią, bo
boją się konkurencji.
– Słuchajcie – odezwał się Edzio – właściwie dlaczego zależy
nam na tym, żeby nas zauważono? Rolanda zauważyli, i sami widzicie, jakie
skutki... A Bazil, odkąd ta książka o nim i Jeanie wyszła, to nosa z kuchni nie
ma odwagi wyściubić. Jean mi o tym pisał w mailu.
– Bazil przesadza, przecież tych książek pani Asi nikt
nie czyta...
– A właśnie, że ktoś przeczytał! – obwieścił triumfalnie
Richard.
– Przeczytała pani Milenka i pani Wiesia, a one nikomu
nic nie powiedzą – odezwał się pocieszającym tonem święty Edgar.
– Nieprawda, Edgar! – zaperzył się Richard. – Jeszcze
ktoś przeczytał, w Internecie jest na to dowód!
– Kto???? – rozległo się chórem.
– Nie wiadomo. I to właśnie jest straszne. Ktoś
anonimowy.
Powiało grozą.
– Pan Bazilek sam sobie winny, bo czemu takie rzeczy z
detalami pani Asi opowiadał? – zapytał retorycznie pan Staszek. – Pewnie się
koniaczku napili, i tak od słowa do słowa – odpowiedział sam sobie. – Pan
Bazilek chyba nie wierzył, że kobieta coś takiego napisze. Ale ona wstydu nie
ma, całkiem jak pan Rysiek. Pewnie jej o to chodziło, żeby zaistnieć w mediach.
– Tak! Ona – hrabia Filip zniżył głos – nawet tę książkę
na jednym portalu gejowskim próbuje reklamować...
– Na którym? – zainteresował się Aslak.
Hrabia szybko nabazgrał coś na serwetce i spróbował
dyskretnie podać ją Aslakowi, ale sokole oko komtura Ulfa odczytało adres
internetowy.
– Na tym portalu ona nie ma szans – stwierdził fachowym
tonem komtur. – Tam trzeba wszystko opisywać jeszcze bardziej szczegółowo.
– Zgadza się – potwierdził Edzio, któremu również udało
się rzucić okiem na serwetkę. – W narracji skierowanej do tej grupy odbiorców
frekwencja konkretnych terminów anatomicznych i fizjologicznych powinna być
znacznie wyższa. Styl pani Asi nie jest wystarczająco klarowny.
– Panowie, jak Szefa kocham, skoro tam jest opisane, jak pan
Jeanek z panem Bazilkiem biegają na golasa w biały dzień, to dla panów to nie
jest klarowne?! Mnie się przy tym czytaniu flaki przewracają! – pan Staszek z
hukiem postawił na stole wazę z flaczkami, a Ian ją na wszelki wypadek
podtrzymał. Na szczęście nie przewróciła się. – A w ogóle o czym mieliście
panowie zamiar dyskutować, bo chyba nie o tej, tfu, powieści?
– O Zaduszkach – przypomniał uprzejmie Richard.
– Otóż to. Panowie to nawet z Zaduszek burd... – o, przepraszam
– „zamtuz” potrafią zrobić – burknął pan Staszek i udał się na zaplecze.
– Nie my jedni, panie Stasiu – rzucił w ślad za nim
hrabia Filip.
Dzięki za kolejny 'readers digest' - czytelniczą strawę :) Dlaczego wraca mi czasem 'Właśnie leci kabarecik'?
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=n7aLbfgpBPM
Bo "Kabarecik" też nawiązywał do "Teatrzyku Zielona Gęś" :-)
OdpowiedzUsuńPrzeczytała jeszcze jedna młoda pani, co się zainteresowała środkami tfu-odurzającymi. Taka teraz ta młodzież.
OdpowiedzUsuńI tera człowiekowi wstyd, że młodzież demoralizuje. Pan Staszek mnie słusznie skrytykował.
OdpowiedzUsuń