Dzisiejszy odcinek bloga może wzbudzić niechęć, zwłaszcza u osób czujących odrazę do niekonwencjonalnych związków uczuciowych. Proszę zatem, żeby potencjalni odbiorcy, którym przeszkadzają odniesienia do tego typu miłości, nie czytali tego fragmentu.
Teraz to dopiero mam wypełniony czas!
Przez kilka dni zajęci byliśmy konstruowaniem urządzenia, które ułatwiłoby
mi literowanie. Metodą prób i błędów doszliśmy do czegoś przypomnającego
tabliczkę Quija, na podpórce, z literami w dwóch rzędach i dwiema wskazówkami.
Popychanie ich z właściwą siłą to spore wyzwanie, ale czuję, że niedługo z nim
sobie poradzę. Z jedną wskazówką było zbyt trudno. Trenuję pisanie tak
uporczywie, że zaniedbałem nawet obserwację kasztana.
Pierwszą sprawą, którą przy pomocy tej błogosławionej tabliczki
rozwiązałem, była kwestia pieluch. Korzystanie z podsuwacza i tak zwanej kaczki
to oczywiście też nie szczyt szczęścia, ale jednak o wiele mniej uciążliwe dla
Alberta, a dla mnie mniej upokarzające. Kod jest prosty: X to potrzeba większa,
Y – mniejsza.
– Nie musisz cały czas przy mnie siedzieć – piszę. – Lokaj niezbyt jest
piśmienny, ale X od Y potrafi odróżnić.
– Kiedy ja lubię być z tobą. Zwłaszcza teraz, kiedy nareszcie możemy znowu
normalnie rozmawiać...
Normalnie jak normalnie... Literowanie jeszcze o wiele za powoli mi idzie.
– Jeżeli nie będziesz spotykał się z innymi ludźmi, to nigdy nie będziesz
miał mi nic nowego do opowiedzenia –
odpowiadam mozolnie.
– Słuchaj, Ludwik – zaczyna Albert trochę zakłopotanym tonem – czy ty
naprawdę chcesz, żebym się bawił, a potem ci o tym opowiadał? Gdybym ja był na
twoim miejscu, to szlag by mnie chyba trafił, jeżeli braciszek biegałby po
mieście, balował z kumplami i podrywał dziewczyny, a potem relacjonował to
mnie, dla którego wielkim sukcesem jest możliwość poruszania dwoma palcami. Szczerze
mówiąc, dziwię się, że ty mnie jeszcze nie znienawidziłeś.
– Bo cię palnę w ucho – replikuję.
– Chciałbym, żebyś to mógł zrobić – mówi Albert i odwraca głowę. Czekam.
Wreszcie znów spogląda na tabliczkę.
– Wyjdź gdzieś wieczorem – kontynuuję. – Ja mogę sam czytać. Tylko ktoś ze
służby musi mi przewracać kartki.
– Wyjdę, ale nie dzisiaj. Jutro. Bo dziś odwiedzi nas szanowny profesor
Stein. Powiedziałem mu, że zauważyłem u ciebie dziwne ruchy palców. On
przypuszcza, że to rodzaj konwulsji. Powiedział, że przyjdzie, ale że
powinienem być przygotowany na najgorsze. Ale będzie ubaw!
– Cha, cha – odpowiadam. – Załóż mi czystą koszulę i doprowadź mnie trochę
do porządku.
– Jasne. I każę wezwać fryzjera. Musisz się odpowiednio prezentować. A
potem uczcimy sukces. Trochę szampana ci nie zaszkodzi.
Sukces jest rzeczywiście spektakularny. Profesorowi oczy wychodzą z orbit,
kiedy grzecznie go witam przy pomocy mojej tabliczki.
– Dzień dobry, panie profesorze. Przykro mi, że poprzednim razem nie mogłem
z panem porozmawiać – literuję starannie.
Odpowiadam na pytania profesora Steina. Ale napięcie przed tą rozmową było
tak wielkie, że dość szybko się męczę. Muszę skończyć, zanim mi się litery
zaczną mieszać.
– Przepraszam, ale dłuższe rozmowy jeszcze mnie męczą – piszę. Powieki mi
opadają.
– Ależ oczywiście, panie baronie. To ja pana przepraszam. Za to, że pana
zmęczyłem i... za moją błędną ocenę pana stanu. Nikt nie jest nieomylny. .. Czy
pozwoli pan, że złożę panu wizytę przy następnej bytności w Królewcu?
No proszę. Poprzednio pan profesor uważał mnie za roślinę, a teraz nawet o
moim tytule sobie przypomniał. Unoszę powieki i mrugam potakująco.
***
Świętujemy sukces. Myślałem, że będę zupełnie wykończony po tej
konfrontacji, ale widać powodzenie dodało mi sił. Albert wpadł na prosty, ale
genialny pomysł: mogę pić przez słomkę, jeżeli kieliszek ustawi się na tacy, a
tacę na kilku książkach. Dobrze jest samemu decydować o tym, kiedy pociągnie
się następny łyk. Cygaro Albert musi mi podawać, ale to nie jest szczególnie
kłopotliwe.
– Pamiętasz, jak się porzygałem, kiedy mi pierwszy raz dałeś zapalić? –
śmieje się Albert. – Albo jak mnie pierwszy raz zabrałeś do Mimi? „Albert” –
powiedziałeś – „od masturbacji się nie ślepnie, nie daj sobie wmawiać takich
bzdur. Rozumiem, że jeszcze się wielu spraw wstydzisz, ale uważam za mój
braterski obowiązek otworzenie ci oczu na możliwości, które nie są ryzykowne ”.
Uśmiecham się – prawdopodobnie krzywo, ale to nie ma znaczenia.
– Wstydziłem się jak diabli, ale nie chciałem się przed tobą skompromitować
– kontynuuje Albert. – No to teraz sam stań na wysokości zadania. Przecież
wiem, że masz potrzeby erotyczne. Chciałbyś, żebym ci sprowadził jakąś miłą,
doświadczoną dziewczynę?
Zaprzeczam. Sformułowanie poprawnego zdania jest za trudne. Piszę tylko
oderwane wyrazy: „Litość”, „ Wstręt”, „ Bezradność”, „Perwersja”.
– Rozumiem . A ja? Pożyczam ci swoich rąk do wszelkich innych celów, więc gdybym
ci ich do tego też pożyczył, czy to byłaby perwersja?
Mrugam dwa razy.
Potem Albert jak zwykle mnie myje i leciutko całuje mnie w czoło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz