piątek, 1 kwietnia 2011

Odcinek 5: Amnestia, część I

Do tawerny wszedł hrabia Filip Garrick, sekretarz stanu niebiańskiego ministerstwa spraw zagranicznych. 

– Podwójne martini, panie Stasiu – rzucił w stronę bufetu i ciężko usiadł przy stole.
– Co z tobą, Filipku? – zainteresował się święty Edgar. – Coś ty taki skwaszony?
– Wracam z negocjacji ze stroną przeciwną – powiedział ponuro hrabia. – Niestety się zgodzili.
– Na co się zgodzili? – spytał Ian.
– No tak, wy nic nie wiecie, bo to właściwie tajemnica państwowa, ale przed wami nie muszę mieć tajemnic. Amnestia będzie.
– Coo? – zdziwili się trzej przyjaciele.
– Amnestia, mówię. Wypuszczą każdego, kto tylko złoży podanie. I nie tylko wypuszczą, ale wpuszczą do nas.
– Prima Aprilis! – zawołał z ulgą Richard.
– Gdyby tak było. Niestety to prawda. Teraz mam przechlapane.
– Ale jakim cudem amnestia? – dopytywał się święty.
– Takim, że Szef spytał Lolka, czego by sobie życzył w prezencie beatyfikacyjnym. Miesiąc przed beatyfikacją spytał, rutynowo. A Lolek sobie zażyczył amnestii dla potępieńców.
– O ranyyy – jękneli Richard i Ian.

– Musiałem się do przeciwników wybrać, co miałem zrobić, ale miałem nadzieję, że będą robili trudności, zreszta sam zacząłem od sugestii, że nie wiem, czy to nie za duże wymaganie... A Lucyfer tylko się ucieszył, bo im koszty ogrzewania spadną i mniej będą mieli roboty. Oni wolą urzadzać balangi i trzęsienia ziemi niż stać przy kotłach.

– Naprawdę wszystkich wypuszczą? – pokręcił głową święty Edgar.

– Mówiłem, że tych, którzy złożą podanie. Wszyscy nie będą się starali, bo niektórzy się tam zaaklimatyzowali, weszli w układy z funkcjonariuszami i wcale nie chcą się przenosić.

– To jest jakaś nadzieja – powiedział Richard.
– Ucho ropuchy, nie nadzieja. Biskup Roland już złożył podanie. Sam widziałem.
– No ale ktoś chyba te podania będzie opiniował – odezwał się niepewnie Ian.

– Właśnie, że nie. Amnestia bezwarunkowa. Tylko trzeba ich usunąć z tamtej bazy danych i wciągnąć do naszej ewidencji, a to trochę potrwa, bo takiej opcji w systemie do tej pory nie było, wiecie, tym co go Piotrek i Bazil programowali. Bazil już tam siedzi i uzupełnia kod. Tak ma system zaprogramować, że ci, których podania zostaną zarejestrowane, będą do nas automatycznie teleportowani. Raczej ze wszystkimi podaniami zdążą przed beatyfikacją Lolka. Czyli nie ma zmiłuj się – hrabia Filip dokończył martini i zamówił następne.

– Wypuścić to jeszcze, ale że ich przysyłają bezpośrednio do nas – zastanawiał się Richard. – Nie sensowniej by było ich wysłać z powrotem na ziemię, żeby sobie uczciwie na niebo zasłużyli?

– Coś ty, Richie – roześmiał się niewesoło hrabia Filip. – Wyobraź sobie, jak by ludzie zareagowali, gdyby na przykład Hitler zmartwychwstał w dniu beatyfikacji Lolka, i jakie by to miało skutki dla Kościoła w ogóle, a dla papieża w szczególności.

– To Hitler też do nas przyjdzie? – zgorszył się Ian.

– Pewnie tak, ale tym się akurat nie ma co przejmować. Jakby się urodził w trochę innych okolicznościach, to byłby z niego tylko, za przeproszeniem, upierdliwy neurotyk. Ale lepiej się przed nim chowaj, Richie, bo ci będzie głowę zawracał dyskusjami o swoich kiczowatych obrazkach. Na szczęście do tawerny nie będzie przychodził, bo to abstynent i wegetarianin. Co tam Hitler. On to pikuś w porównaniu z biskupem Rolandem. A biskup mi nie daruje. Jak tej pani Asi opowiadałem o jego sprawkach, to skąd miałem wiedzieć, że ona nie dość, że książkę napisze, to jeszcze ją wyda?

– To ta przyjaciółka ją namówiła – odezwał się Ian. – Ta, co obrazki maluje. No i po raz kolejny popadłeś w tarapaty przez baby, Filip.
– Ja się im więcej nie dam wywołać, choćby nie wiem jak długo przy tym okrągłym stoliku siedziały po nocy – zaperzył się hrabia Filip.
– A ja tak – powiedział przekornie Richard. – Bo mi się te obrazki podobaja. I pani Asia tak miło o mnie pisze.
– Nie zwalaj odpowiedzialności na niewinne kobiety, Filipku – powiedział poważnie święty Edgar. – Po pierwsze, nikt cię nie zmuszał do tych opowieści, a po drugie, to nie przez panią Asię ta amnestia.
– Ja bym nie był taki pewien – mruknął hrabia Filip i wpatrzył się ponuro w pływającą w koktajlu oliwkę.

2 komentarze:

  1. Ta amnestia to naprawdę już przesada, ja tam do lolkowych pomysłów nigdy nie miałam przekonania. Niechby chociaż im obrączki pozakładali i abonament w burdelu opłacili, ale tak hurtem ich na Rynek Jeżycki wypuścić ... Może chociaż na plac piotrowy ich teleportować? Proszę tę sugestię Szefowi przekazać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szef jak raz podjął deczyję, to już jej zmieni - tak jak z wygnaniem z raju :-) Tam się jeszcze będzie działo...

    OdpowiedzUsuń