– Wytłumaczę wam, ale to trochę potrwa – zaczął Bazil. – Chodzi o ten system ewidencji dusz. Od ćwierć wieku go rozwijaliśmy, bo to sprawa wagi wszechświatowej, nie? Algorytmy sam Szef nam podał, ja tylko wklepałem i przetestowałem, no i zaprojektowałem interfejs. Każda dusza ma unikalny identyfikator. Jest parę kolumn, najważniejsze są grzechy i dobre uczynki. W kolumnie z grzechami jest ikonka z czerwonym płomyczkiem, a przy niej licznik. Jak ktoś się wyspowiada i dostanie rozgrzeszenie, to licznik się z powrotem ustawia na zero, a ten Szefa algorytm wstępnie wylicza lata czyśćca, ta liczba się zapisuje w kolumnie z żółtym płomyczkiem i później się zmienia w zależności od ewentualnych odpustów i dobrych uczynków. Jak ktoś dostanie odpust zupełny, to przy żółtym płomyczku licznik też wraca do zera. Rozumiecie?
Tym razem nawet Richard pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Starałem się to ładnie zrobić, nawet parę takich bajerków dodałem, żeby Szefowi było wygodniej. Jak się kliknie na aniołka, to pokazuje się lista dobrych uczynków, a do nich podczepiłem wideoklipy, żeby można było zobaczyć szczegóły i kontekst. Z grzechami tak samo, jak się kliknie na płomyczek, to widać listę i wideo też można obejrzeć. A na wszelki dodatek jest jeszcze podczepiony do identyfikatora film z całego życia. Możecie sobie wyobrazić, ile było roboty z przenoszeniem starych danych do tego systemu. Ale od jakichś dziesięciu lat fajnie działa. Szef zadowolony, Piotrek też, bo w przypadkach oczywistych wysyła duszę tak, jak wygenerował system, a do Szefa zwraca się tylko jak jest jakiś przypadek z pogranicza kategorii, albo jak komuś grozi strona przeciwna. A Szef, wiecie, za dobry jest, prawie wszystkich ułaskawia. Inaczej ja bym się tu nie znalazł, nie? No, a ta reszta, dla której już nie ma żadnych szans, to po zatwierdzeniu przez Szefa automatycznie się zapisuje w bazie danych, którą administruje Belzebub, teleportuje do nich i kasuje z naszej ewidencji. Proste, nie? Aha, jest jeszcze taka funkcja, do której tylko Szef ma dostęp, ja sam ją wymyśliłem. Jeżeli ktoś się kwalifikuje do kategorii błogosławionych albo świętych, to jak Szef naciśnie „OK”, na ziemi aktualny papież dostaje automatycznie wygenerowanego TMSa. TMS to skrót od Telepathic Message Service.
– Bardzo praktyczne – pochwalił święty Edgar.
– Ale dopóki nie wynikła sprawa tej amnestii, to transakcje z systemem Belzebuba działały tylko w jedną stronę, z doczesności do piekła, a teraz trzeba było, żeby przez okres amnestii działały i odwrotnie. O dwa stopnie jednocześnie w tym systemie przeskoczyć nie można, bo wszystko by się rozchwiało, ktoś na przykład od razu po wyjściu z czyścca wszedłby na listę świętych. Trzeba było zaprogramować tak, żeby ci po amnestii najpierw otrzymali status doczesny z kontem wyczyszczonym z grzechów – to proste, tylko procedurę odwrócić, a liczniki wyzerować i zablokować – a potem już mogli normalną procedurą wchodzć do naszej ewidencji jako dusze zbawione. Indywidualne decyzje szefa są tu niepotrzebne, bo zaakceptował ich hurtem, więc zrobiłem tak, że jak u Belzebuba klikną na ikonkę z chmurką, to facet znika z ich bazy i teleportuje się w dwóch etapach: najpierw przed naszą bramę, a potem wchodzi do nas. Tak było najprościej. Raz-dwa to wklepałem, pokazałem, jak działa, zrobiłem symulację na fikcyjnej duszy. Patrzcie, mowię, stoi u nas przed bramą, a dalej to już automatycznie pójdzie. A jeden ich programista mówi, że muszą zobaczyć procedurę do końca, bo nie wierzą, że tak szybko zrobiłem, i że jeszcze skończy się na tym, że będą się hordy dusz tłuc pod naszą bramą, a do środka się nie dostaną, potem może straszyć pójdą i bajzel się zrobi. I mówi, żebyśmy dla pewności na jakimś prawdziwym potępieńcu przetestowali. Uznałem, że gość w sumie ma rację, więc wzięliśmy takiego bluźnierczego filozofa, Niemiec jakiś, wydawał się bardziej szurnięty niż szkodliwy, i testujemy. Tylko mignął. Pokaż, mówi ten ich programista, czy na pewno się u was zapisał. A ja idiota przy nich naszą bazę otworzyłem!
Bazil pociągnął nosem.
– Hasło długie jak ogon Lucyfera, nie myślałem, że ktoś jest w stanie z klawiatury podpatrzeć. A widać któryś skubaniec podpatrzył! Ale ja nic nie podejrzewając pożegnałem się z nimi i wracam. Ja to hasło od Piotrka dostałem, ważne tylko dziś do południa było, i jednorazowe, bo to wyjątkowa sytuacja, coś takiego więcej się nie zdarzy, chyba że kiedyś druga amnestia będzie. Wróciłem po jedenastej, myślę sobie, popatrzę, czy tam wszystko działa. I przy okazji trochę w tej naszej bazie sobie powertowałem, ostatnia szansa, nie? Patrzę, a tu licznik przy czerwonym płomyczku cyka, tam cyka, oczom nie wierzę, toż to... nie powiem kto, ale kumple! Oczy przecieram, wybieram „pokaż status”, pokazuje się „doczesny”, a ja przecież wiem, że jeden od ośmiuset lat nie żyje, drugi od tysiąca! Rzuciłem się grzebać w kodzie, ale już dwunasta dochodziła. Tyle, że zobaczyłem to, co podejrzewałem. Szatan jakiś tę moją procedurę zmiany statusu na doczesny i funkcję teleportacji skopiował i do naszej bazy podłączył! I wszystkim konta z dobrych uczynków wyczyścił, tak jak ja u nich z grzechów. Teleportację tak ustawił, że się zacznie, kiedy licznik z płomyczkiem osiągnie pewien limit, dosyć niski zresztą. A tu dwunasta minęła i koniec, już do kodu nie mam dostępu. Rozumiecie, jaka jazda? Rany, myślę, przecież tu się nikt nie spowiada, a liczniki cykają! Więc szybko tego maila, wiadomość na Facebook, a potem tu pognałem. Chłopaki, ja was proszę, uważajcie, do beatyfikacji Lolka żadnych siupów, nie przeklinać, nie pić, nie... tego, regularnie do kościoła i w ogóle, bo wszyscy przez resztę miesiąca są monitorowani! To znaczy, wszyscy zwyczajni – zwrócił się do świętego Edgara – świętych i błogosławionych to nie dotyczy, mówiłem, że o dwa stopnie się kategorii zmienić nie da.
– Zobaczę, czy wszyscy maile odebrali – Bazil otworzył laptopa. – Uff, tak. Ale prosiłem, żeby nie odpowiadać, tylko potwierdzić odbiór, bo mi skrzynka pęknie, a tu już ze trzydzieści maili.
Przez chwilę czytał.
– Ci, co odpisali, mają do mnie pretensję albo o to, że spamuję, albo, że głupie żarty sobie robię. Piszą, że przecież w niebie nie grzeszą, od samej śmierci.
– Bazil – odezwał się hrabia Filip – a pamiętasz, jak miał na imię ten programista, który się tak martwił, czy cała procedura działa? Jak on wyglądał?
– Przystojniak, brunet – odparł Bazil. – Elegancki, koszulę miał w takim ciekawym odcieniu fioletu, prawie dokładnie pod kolor oczu. Ładne oczy. W ogóle ładny, szkoda, że piekielnik. Oj, co ja mówię, bądź miłościw mnie grzesznemu... Jak on miał na imię... aha, Roland. Też ładnie.
– Tak myślałem – westchnął hrabia Filip.
– Kto inny by wpadł na taki pomysł? – dodał Ian.
– Ten piekielny biskup – mruknął Richard.
– Znacie go? Ma coś do was? – spytał Bazil. – Bo ja od razu sobie pomyślałem, że to ukierunkowany atak. Podłączył procedurę do całej kategorii zbawionych, bo tak najprościej, ale zdecydowana większość przecież nie grzeszy. Musiało mu chodzić o któregoś z nas. No, ale teraz już spoko, wyspowiadaliście się, wiecie, że trzeba uważać, pierwszego maja w południe wszystko wróci do normy. Chłopaki, jak ja się bałem, jak ja się o was bałem – Bazilowi zatrzęsła się broda i rozpłakał się na dobre.
Aslak podsunął mu paczuszkę chusteczek higienicznych i coś do niego szepnął.
– Ty też jesteś w porzo – Bazil skorzystał z chusteczki. – Jak chcesz, to ci napiszę ten program do cenzurowania wierszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz