Deszcz padał dalej. Do tawerny wszedł kolejny gość, bardzo przystojny młody człowiek. Koalicjanci z aprobatą przyglądali się jego muskularnemu torsowi, oblepionemu mokrą jedwabną koszulą.
– Witam serdecznie, moje uszanowanie wielebnemu ojcu – nowy gość ukłonił się wszystkim i z atencją pocałował świętego w rękę. Bazil, który właśnie w asyście pana Tomka wrócił z parówkami i jajecznicą, spojrzał na przybysza z nieukrywaną niechęcią.
– A ty od kiedy sam chodzisz po knajpach, perełko islandzka lukrowana? – spytał.
– Edek pracuje – grzecznie wyjaśnił przystojny młodzieniec. Podszedł do bufetu i zaczął wertować jadłospis. – Tłumaczy sonety Michała Anioła. Wezmę obiad na wynos, żeby nie przerywał i nie stracił natchnienia.
– A co pan tyle czytasz, panie Aslak? – odezwał się pan Staszek zza bufetu. – Oszczędzaj pan oczy na wiersze pana Edzia. Jest ogórkowa i sznycle z kapustą.
– Kapusta pewnie zasmażana? Za ciężkostrawne. Niech pan da zestaw surówek zamiast kapusty. A te sznycle na pewno z cielęciny?
– Na pewno – wtrącił się Bazil. – Swój ciągnie do swego.
– Jeżeli na pewno z cielęciny, to wezmę dla Edgara – Aslak zignorował uwagę Bazila. – A dla mnie coś bezmięsnego, panie Stasiu. I piwo bezalkoholowe na razie, jak będę czekał.
– Pan się źle czuje, panie Aslak? – zmartwił się pan Staszek.
– Ależ skąd, panie Stasiu. Ja się po prostu przez okres Wielkiego Postu powstrzymuję od potraw mięsnych i alkoholu.
– Przesada – mruknął święty Edgar i poprosił o kolejnego sznapsa.
– Siadaj tu, Aslaczku – odezwał się serdecznie Richard. – Jak wam idzie to tłumaczenie?
– Wiesz, wydawałoby się, że w sonecie większe problemy powinny być z częścią refleksyjną niż z opisową, ale jest odwrotnie…
– Bo refleksyjna z reguły dotyczy spraw ogólnoludzkich, a opisowa jest bardziej osadzona w kulturze i specyfice językowej oryginału – zgodził się Richard.
Bazil cicho zazgrzytał zębami.
– Co wy się tak op..
– Bazilku – przerwał dość ostro święty Edgar.
– OP, ogromnie przejmujecie. Taki skrót – wyjaśnił Bazil. – Wsadzić to w gugla i po krzyku.
– Wiesz, Bazil, wstydziłbyś się – odezwał się Jean.
– On niczego złego tym razem nie miał na myśli – łagodził Aslak. – Chodzi o taki rodzaj maszyny do tłumaczeń. Wiesz, Bazil, ja wcale nie mam pogardliwego stosunku do tłumaczeń Google’a, my nawet z nich czasem korzystamy, bo niekiedy podsuwają niezłe pomysły na ekwiwalenty leksykalne, ale nie można na nich polegać jeżeli chodzi o składnię, fleksję i semantykę. Potrafią opuścić albo dodać negację, zmienić role semantyczne, nawet diatezę z aktywnej na pasywną…
– Żeby tak tobie się rola zmieniła – mruknął Bazil. – I diateza przy okazji.
– No a w poezji – kontynuował Aslak – dochodzi kwestia formy, rozumiesz, funkcja poetycka, czyli wedlug Jakobsona projekcja ekwiwalencji z osi wyboru na oś kombinacji... Ważne są nie tylko rymy, ale i rozkład rytmu, ilość sylab, cezura… To właściwie do pewnego stopnia dałoby się zaprogramować, bo takie cechy formalne to elementy policzalne, ale jakoś nikomu się za to nie chciało wziąć. Może ty byś taki program napisał? Ty jesteś na bieżąco z techniką…
– Daj spokój – włączył się niezbyt grzecznie Richard. – Przecież on pojęcia nie ma, co to cezura. Wątpię nawet, czy wie, co to sylaba.
– Co to cenzura, to dobrze wiem – obruszył się Bazil. – Jak na przykład nie wolno na Murzyna powiedzieć Murzyn. To te wasze wiersze są o Murzynach? – zainteresował się nagle. – Jak tak, to może i ciekawe. Pamietasz, Jean, byliśmy raz na takiej sztuce o Murzynie, fajna była. Jak tę wredną babę udusił. Do twojej Zośki była podobna.
– To był Szekspir – wyjaśnił Jean z lekkim westchnieniem. – Też twórca renesansowy i nawet też pisał sonety, ale Edek i Aslak tłumaczą wiersze Michała Anioła, z włoskiego.
– Archanioł Michał wziął się za pisanie wierszy, i to po włosku? Ściemniacie. Przecież to wojskowy. O wojskowych to ja swoje wiem.
– Richard też był wojskowym, a projektował witraże i pisał wiersze – zaoponował Aslak.
– Ale Richard był zastępcą komendanta i się tylko op… OP, odrobinkę przepracowywał – Bazil uśmiechnął się słodko do świętego Edgara. – A archanioł Michał za całą armię jest odpowiedzialny, gdzieżby miał czas na pisanie wierszy.
– Kwestia organizacji pracy i umiejętnego delegowania – zaczął Aslak i nagle złapał się za głowę. – Panie na wysokościach, o czym ja mówię? Bazil, tu nie chodzi o archanioła…
– To co mnie Jean w błąd wprowadza? I o czym w końcu te wiersze są?
– O sztuce i miłości – odparł Aslak.
– O sztuce miłości – powiedział Bazil z namysłem. – Ale po co o tym pisać? Wyślę wam linki do paru fajnych sajtów – szepnął, korzystając z tego, że święty akurat podążył w kierunku drzwi z napisem „Gentlemen”. – Bo aż mi przykro, jak pomyślę, ile wy z Edkiem zawsze musicie nagadać i nawypisywać, zanim przejdziecie do konkretów…
– Mój związek z Edgarem to wyłącznie więź dusz – odparł Aslak z indygnacją.
Bazil obleśnie zachichotał.
– Dusz? Ostatnie litery ci się chyba pomyliły.
Aslakowi zaczęła niepokojąco podskakiwać lewa brew.
– Słuchaj, Richie – powiedział ignorując Bazila – może byś do nas wpadł wieczorkiem? Chciałbym z tobą przedyskutować kilka problemów wersyfikacyjnych, myślałem, że to zrobię czekając na obiad, ale tu jakoś nie sposób się skupić.
– Z miłą chęcią – uśmiechnął się Richard. – Każda wizyta u was to uczta duchowa.
– Uczta – prychnął Bazil. – On nawet swojemu chłopakowi obiadu ugotować nie umie.
– Nie umiem, ale umiem robić korektę – odparł Aslak.
Bazil znów zgrzytnął zębami. Ortografia nigdy nie była jego mocną stroną.
– Ty korygowanie ogólnie lubisz – wysyczał. – Ile ty dałeś za te sztuczne rzęsy i korektę nosa? Ciekawe, co jeszcze sobie poprawiłeś.
Aslakowi znów podskoczyła lewa brew, a potem prawa pięść. Pięść wylądowała na szczęce Bazila. Koalicjanci nie zareagowali, Jean też nie.
– Jeanku! – wrzasnął Bazil. – On mnie bije! Panowie! Za co wam płacę?!
– My mamy płacone za to, żeby pana ten wysoki pan nie bił, ten, co siedzi po lewej stronie. A co do reszty, nie nasza sprawa – powiedział pan Kazik.
– A rzęsy mam naturalne – dodał Aslak i uroczo nimi zatrzepotał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz