sobota, 25 stycznia 2014

O kotletach i przyszłości Europy, a także o olimpiadzie zimowej



A na Bałkanii tera
Jest wojna jak cholera
I biją się ludziska,
Aż jucha z pyska tryska...

Tak podśpiewywał sobie pan Staszek w tawernianej kuchni, akcentując dodatkowo koniec każdego wersu energicznym uderzeniem tłuczka w... nie było widać, w co, ale prawdopodobnie w kotlet schabowy. Poprzedni kotlet chyba się przypalał, bo z kuchennych regionów buchał gęsty, czarny dym.

Aslak wydobył z wewnętrznej kieszeni marynarki (nie byle jakiej, z firmy Hugona Bossa, tego samego, który swego czasu projektował bardzo ładne czarne mundury) elegancki wachlarz z drzewa sandałowego. Rozwiał nim dym na tyle, że dostrzec można było towarzystwo zgromadzone przy stole. Było mocno przerzedzone.

– Ulf, przynajmniej ty tu jesteś, Ulf! – ucieszył się Aslak. – Powiedz, czy mnie się tylko tak wydawało, czy pan Staszek naprawdę w niepoprawny sposób nawiązał w tej piosence do ostatnich wydarzeń w Europie?

– W Europie? Nie. Wydawało ci się, ty chucherko moje  – komtur czule się uśmiechnął, ale zaraz nasunął na twarz przyłbicę, słusznie sądząc, że stal lepiej go ochroni przed kolejną falą czarnego dymu niż wachlarz Aslaka. – To, co pan Stasio śpiewał, to był tylko cytat z Dobrego wojaka Szwejka – zadudnił z czeluści hełmu.

– A mnie się wydaje, że nie... Pan Staszek raczej nawiązywał do Tacyta, a może i do Herodota – odezwał się nieśmiało Edzio de Saint Pierre i zaraz okropnie się rozkaszlał. – Historia magistra vitae – wydusił z trudem i mimo mrozu wybiegł na świeże powietrze.

– Nieważne – włączył się do dyskusji Ian. – Cytat nie cytat, Tacyt nie Tacyt, ale Ulf słusznie wspomniał o tej powieści pana Haška. Pamiętacie, jak sto lat temu Szwejk przewidywał przyszłość Austrii, a co za tym idzie, Europy?

– Ja pamiętam! – Richard pożyczył od Aslaka wachlarz, zaczerpnął powietrza i wyrecytował:
Wojna z Turkami musi być. (...) Serbia i Rosja dopomogą nam w tej wojnie (...). Może się zdarzyć (...) że w razie wojny z Turcją napadną na nas Niemcy, bo Niemcy i Turcy trzymają z sobą. To takie dranie, że drugich takich nie ma na świecie. Ale możemy się sprzymierzyć z Francją, która od roku siedemdziesiątego pierwszego krzywo patrzy na Niemca. I damy sobie radę. Wojna będzie, więcej nie powiem.[1]

– Przecież nie o Eurrrropę chodzi, Donerrrwetterrr – denerwował się pod przyłbicą komtur, ale jego wypowiedź brzmiała na tyle niewyraźnie, że Ian nie wziął jej pod uwagę.

– Idę czyścić zbroję – zadeklarował i wstał od stołu. – Te kotlety i tak niejadalne będą, nie ma na co czekać.

– Panie Ianku kochany – pan Staszek wynurzył się z kuchni w nieco osmolonym fartuchu – a nie lepiej byłoby z tą wojną poczekać na księdza Edgara i pana ministra Filipa? Jak z tych negocjacji wrócą, to przecież coś więcej będą wiedzieli...

– Akurat – mruknął Ian.

– Właśnie, akurat! – Richard jak zwykle zgadywał myśli przyjaciela. – Oni z tych negocjacji wyjdą najprędzej za miesiąc. Bo, widzi pan, panie Stasiu, w Sali Niebiańskich Narad to taaaki telewizor mają... taaki, że ten nasz ekran się może schować. Normalnie, mówię panu... 99 D tam mają. Więc nie wyjdą, póki olimpiada się nie skończy.

– A ten bokser, co z tym Adamem wygrał, to będzie na olimpiadzie? – zahuczał z głębi hełmu komtur Ulf.

– Raczej nie, bo to olimpiada zimowa – zasugerował Ian, już stojąc w drzwiach tawerny. Spieszyło mu się po zbroję.

– Chuchrrro, nie bokser... – wygłosił pogardliwie komtur i pogłaskał dwugłowego orła.






[1] Podziękowania za opublikowanie tekstu Szwejka dla http://republikaczeska.republika.pl/index_pliki/pdws.pdf

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz