A na Bałkanii tera
Jest wojna jak cholera
I biją się ludziska,
Aż jucha z pyska tryska...
Tak podśpiewywał sobie pan Staszek w tawernianej kuchni,
akcentując dodatkowo koniec każdego wersu energicznym uderzeniem tłuczka w...
nie było widać, w co, ale prawdopodobnie w kotlet schabowy. Poprzedni kotlet
chyba się przypalał, bo z kuchennych regionów buchał gęsty, czarny dym.
Aslak wydobył z wewnętrznej kieszeni marynarki (nie byle
jakiej, z firmy Hugona Bossa, tego samego, który swego czasu projektował bardzo
ładne czarne mundury) elegancki wachlarz z drzewa sandałowego. Rozwiał nim dym
na tyle, że dostrzec można było towarzystwo zgromadzone przy stole. Było mocno
przerzedzone.
– Ulf,
przynajmniej ty tu jesteś, Ulf! – ucieszył się Aslak. – Powiedz, czy mnie się
tylko tak wydawało, czy pan Staszek naprawdę w niepoprawny sposób nawiązał w
tej piosence do ostatnich wydarzeń w Europie?
– W
Europie? Nie. Wydawało ci się, ty chucherko moje – komtur czule się uśmiechnął, ale zaraz nasunął
na twarz przyłbicę, słusznie sądząc, że stal lepiej go ochroni przed kolejną
falą czarnego dymu niż wachlarz Aslaka. – To, co pan Stasio śpiewał, to był
tylko cytat z Dobrego wojaka Szwejka –
zadudnił z czeluści hełmu.
– A
mnie się wydaje, że nie... Pan Staszek raczej nawiązywał do Tacyta, a może i do
Herodota – odezwał się nieśmiało Edzio de Saint Pierre i zaraz okropnie się
rozkaszlał. – Historia magistra vitae –
wydusił z trudem i mimo mrozu wybiegł na świeże powietrze.
–
Nieważne – włączył się do dyskusji Ian. – Cytat nie cytat, Tacyt nie Tacyt, ale
Ulf słusznie wspomniał o tej powieści pana Haška. Pamiętacie, jak sto lat temu
Szwejk przewidywał przyszłość Austrii, a co za tym idzie, Europy?
– Ja
pamiętam! – Richard pożyczył od Aslaka wachlarz, zaczerpnął powietrza i
wyrecytował:
„Wojna z Turkami musi być. (...)
Serbia i Rosja dopomogą nam w tej wojnie (...). Może się zdarzyć (...) że w
razie wojny z Turcją napadną na nas Niemcy, bo Niemcy i Turcy trzymają z sobą. To
takie dranie, że drugich takich nie ma na świecie. Ale możemy się sprzymierzyć
z Francją, która od roku siedemdziesiątego pierwszego krzywo patrzy na Niemca.
I damy sobie radę. Wojna będzie, więcej nie powiem.”[1]
–
Przecież nie o Eurrrropę chodzi, Donerrrwetterrr
– denerwował się pod przyłbicą komtur, ale jego wypowiedź brzmiała na tyle
niewyraźnie, że Ian nie wziął jej pod uwagę.
– Idę
czyścić zbroję – zadeklarował i wstał od stołu. – Te kotlety i tak niejadalne
będą, nie ma na co czekać.
– Panie
Ianku kochany – pan Staszek wynurzył się z kuchni w nieco osmolonym fartuchu –
a nie lepiej byłoby z tą wojną poczekać na księdza Edgara i pana ministra
Filipa? Jak z tych negocjacji wrócą, to przecież coś więcej będą wiedzieli...
– Akurat
– mruknął Ian.
–
Właśnie, akurat! – Richard jak zwykle zgadywał myśli przyjaciela. – Oni z tych
negocjacji wyjdą najprędzej za miesiąc. Bo, widzi pan, panie Stasiu, w Sali Niebiańskich
Narad to taaaki telewizor mają... taaki, że ten nasz ekran się może schować.
Normalnie, mówię panu... 99 D tam mają. Więc nie wyjdą, póki olimpiada się nie
skończy.
– A ten
bokser, co z tym Adamem wygrał, to będzie na olimpiadzie? – zahuczał z głębi
hełmu komtur Ulf.
– Raczej nie, bo to olimpiada zimowa – zasugerował Ian, już stojąc w drzwiach tawerny. Spieszyło mu się po zbroję.
– Chuchrrro, nie bokser... – wygłosił pogardliwie komtur i pogłaskał dwugłowego orła.
[1] Podziękowania za opublikowanie
tekstu Szwejka dla http://republikaczeska.republika.pl/index_pliki/pdws.pdf
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz