poniedziałek, 6 stycznia 2014

Trzej Królowie i prezenty poświąteczne

– Co tak tupie, panie Stasiu? Jeża pan sobie sprawił? – spytał leniwie Ian, pochłaniając kolejnego pączka z ajerkoniakiem.

– Parada... – odmruknął równie leniwie Richard, pochłaniając kolejny ajerkoniak bez pączka.

– Jeszcze się zwyrrrodnialcom nie znudziło – komtur Ulf konsumował koniak bez żadnych przedrostków ani dodatków.

– A nieprawda, Ulf! – Zaszczebiotał swoim zwyczajem Aslak. – To nie zwykła parada. Trzej królowie przyjechali na wielbłądzie.

– Trzygarbnym? To fajnie! – biskup ocknął się z drzemki. – Murzyn też jest?

– Tfu, znów niczego nie uszanują – mruknął pan Staszek, a głośno powiedział: – Teraz nie będzie dyskusji o wielbłądach ani o Murzynach. Trzej królowie przywieźli prezenty, jak się należy. Od Pani Asi. Pamiątki z podróży. I pełnomocnictwo takie mają, żebym ja prezenty rozdzielał.

Wszyscy zastygli w oczekiwaniu, a pan Staszek zaczął powoli wyjmować prezenty z sakiew Trzech Króli.
Galago, czyli bush baby, czyli otolemur, z ZOO w Berlinie. Chyba dla pana Rysia, ale może lepiej w palmiarni by się czuł?

 – Nasionka z Amsterdamu, to pewnie po to, żeby zasadzić w palmiarni panów Edka i Aslaka.

 – Cebulki tulipanów... che, che... też z Amsterdamu, wysoka jakość, w palmiarni można zasadzić, ale tulipany, che, che,  lepiej się czują na wolnym powietrzu...

– Makowiec hermetycznie zamknięty... Pan nie krzyczy, panie Ianku, to na pewno dla pana. Pan pana Ryśka nie bije... Wstyd, żeby się bić o makowiec, w dodatku po świętach. I na koniec książeczka...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz