Dziś wiewiórki - rudokitki
Mają w lesie pracy nawał,
Przygotować muszą salę
Na bal zwierząt, na karnawał.
Śnieżne
kopce zryły dziki,
Wydeptały
racicami,
Będą ławy i stoliki
W
puchu miękkim jak aksamit...
Recytował – kto?
– doświadczony czytelnik bez trudu zgadnie, że czynił to słynny działacz
ekologiczny, entuzjasta wielorybów wszelkiej maści, a przy tym mistrz
szermierki, sir Richard Northbridge.
– Panie Rysiek,
gdzieś się pan o tej porze do tego stopnia ubzdryngolił, bo przecież nie u
mnie? – zatroszczył się pan Staszek, niezrównany właściciel niebiańskiej
tawerny.
– Ja – Richard
czknął z godnością – nie jestem ubzdryngolony, tylko reprezentuję wartości
tradycyjne. Cytowałem jeden z ulubionych karnawałowych wierszyków pani Asi, z
czasów, kiedy była młodą, powiedzmy, wiewióreczką... Niestety nie pamiętam
nazwiska autora...
– Bo to bardzo
dawno było – westchnął pan Staszek i najwyraźniej też popadł w nostalgiczny
nastrój, bo nalał i sobie, i sir Richardowi trunku, którego nazwa nawiązywała
do aktywności leśnych zwierzątek księżycową nocą, a produkcja którego odbywała
się w sposób ekologiczny w agroturystycznym gospodarstwie szwagra pana Staszka.
Ekologiczny i agroturystyczny nastrój został
gwałtownie przerwany – bynajmniej nie interwencją antyterrorystycznych aniołów
ani wuwuzelami młodych aniołeczków, lecz kakofonią tang, menuetów, polonezów
oraz tzw. metalu, przy której wkroczyła do tawerny następujące postacie:
- blisko
dwumetrowa platynowa blondynka o zachwycająco szerokich barach
- drobne
dziewczę z rudymi warkoczykami i zarostem w tym samym odcieniu
- wysmukły paź w
nonszalancko zarzuconej na ramiona lamparciej skórze
- krągła,
jasnowłosa osoba, przypominająca do złudzenia pewną – swego czasu słynną – damę
- piesek rasy
chichuachua z olbrzymimi orlimi skrzydłami przyszytymi do ciepłego wełnianego
sweterka
- przystojny
młody blondyn z brwiami i grzwką nieco osmalonymi od wybuchów, ściskający
kurczowo pod pachą pierwsze wydanie „Pana Tadeusza”
- duchowny w
szkarłatnym stroju, nerwowo rozpinający i zapinający guziczki sutanny i
sprawdzający w lustrze (przy użyciu wykrochmalonej serwetki z pięknie nakrytego
stołu), czy w bieli nie byłoby mu bardziej do twarzy.
– Znowu koniec
świata – podsumował pan Staszek i podał gościom świeżutką porcję faworków, zwanych
też chruścikami. – Tylko Murzyna brakuje. Dlaczego nikt się za Murzyna nie
przebrał?
Pytanie
pozostało bez odpowiedzi, bo przecież miał być wielki turniej, który wyjaśni
wiele kwestii egzystencjalnych!
Pytanie
pierwsze:
– Kto przebrał
się za kogo?
Pytanie drugie:
– Dlaczego nikt
nie przebrał się za Murzyna?
Pytanie trzecie:
– Kto otrzyma
granty na zorganizowanie kolejnego projektu Apokalipsy i dlaczego?
Pytanie czwarte:
– Dlaczego Szef
zachowuje się pasywnie i nie ingeruje?
Zwycięzcy
(odpowiedzi tylko w komentarzach do sytuacji w tawernie) otrzymają nagrody!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz