poniedziałek, 11 lutego 2013

Karnawał, czyli eskalacja absurdu (i TURNIEJ!)


Dziś wiewiórki - rudokitki
Mają w lesie pracy nawał,
Przygotować muszą salę
Na bal zwierząt, na karnawał.

Śnieżne kopce zryły dziki,
Wydeptały racicami,
Będą ławy i stoliki      
W puchu miękkim jak aksamit...

Recytował – kto? – doświadczony czytelnik bez trudu zgadnie, że czynił to słynny działacz ekologiczny, entuzjasta wielorybów wszelkiej maści, a przy tym mistrz szermierki, sir Richard Northbridge.
– Panie Rysiek, gdzieś się pan o tej porze do tego stopnia ubzdryngolił, bo przecież nie u mnie? – zatroszczył się pan Staszek, niezrównany właściciel niebiańskiej tawerny.
– Ja – Richard czknął z godnością – nie jestem ubzdryngolony, tylko reprezentuję wartości tradycyjne. Cytowałem jeden z ulubionych karnawałowych wierszyków pani Asi, z czasów, kiedy była młodą, powiedzmy, wiewióreczką... Niestety nie pamiętam nazwiska autora...
– Bo to bardzo dawno było – westchnął pan Staszek i najwyraźniej też popadł w nostalgiczny nastrój, bo nalał i sobie, i sir Richardowi trunku, którego nazwa nawiązywała do aktywności leśnych zwierzątek księżycową nocą, a produkcja którego odbywała się w sposób ekologiczny w agroturystycznym gospodarstwie szwagra pana Staszka.
 Ekologiczny i agroturystyczny nastrój został gwałtownie przerwany – bynajmniej nie interwencją antyterrorystycznych aniołów ani wuwuzelami młodych aniołeczków, lecz kakofonią tang, menuetów, polonezów oraz tzw. metalu, przy której wkroczyła do tawerny następujące postacie:
- blisko dwumetrowa platynowa blondynka o zachwycająco szerokich barach
- drobne dziewczę z rudymi warkoczykami i zarostem w tym samym odcieniu
- wysmukły paź w nonszalancko zarzuconej na ramiona lamparciej skórze
- krągła, jasnowłosa osoba, przypominająca do złudzenia pewną – swego czasu słynną – damę
- piesek rasy chichuachua z olbrzymimi orlimi skrzydłami przyszytymi do ciepłego wełnianego sweterka
- przystojny młody blondyn z brwiami i grzwką nieco osmalonymi od wybuchów, ściskający kurczowo pod pachą pierwsze wydanie „Pana Tadeusza”
- duchowny w szkarłatnym stroju, nerwowo rozpinający i zapinający guziczki sutanny i sprawdzający w lustrze (przy użyciu wykrochmalonej serwetki z pięknie nakrytego stołu), czy w bieli nie byłoby mu bardziej do twarzy.
– Znowu koniec świata – podsumował pan Staszek i podał gościom świeżutką porcję faworków, zwanych też chruścikami. – Tylko Murzyna brakuje. Dlaczego nikt się za Murzyna nie przebrał?
Pytanie pozostało bez odpowiedzi, bo przecież miał być wielki turniej, który wyjaśni wiele kwestii egzystencjalnych!
Pytanie pierwsze:
– Kto przebrał się za kogo?
Pytanie drugie:
– Dlaczego nikt nie przebrał się za Murzyna?
Pytanie trzecie:
– Kto otrzyma granty na zorganizowanie kolejnego projektu Apokalipsy i dlaczego?
Pytanie czwarte:
– Dlaczego Szef zachowuje się pasywnie i nie ingeruje?
Zwycięzcy (odpowiedzi tylko w komentarzach do sytuacji w tawernie) otrzymają nagrody!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz