– Co tam nowego,
panowie? – zagaił pan Staszek, rozstawiając kubki z aromatycznym grzanym
winkiem.
– Archanioł
Gabriel znowu wygrał konkurs lotów na mamucie – poinformował Richard.
– Carramba! –
zawołał z entuzjazmem hrabia Feliks de Saint-Pierre. – Że też tego nie widziałem!
Latający mamut to większe wyzwanie niż największy byk w Katalonii!
Richard pokrótce
wyjaśnił hrabiemu pojęcie mamuta w kontekście sportów zimowych.
– Eeee... Skoro
tak, to żadna sztuka. Mój Jeanek, jak miał dziesięć lat, przeskakiwał na
nartach przez przełęcz świętego Gotarda, i to bez skrzydeł – skrzywił się
hrabia. – A co tam w polityce, bo ostatnio nie sprawdzałem wiadomości?
– Znowu okropny
krzyk – obwieścił Ian. – Posłanka obraziła posłanka.
– ...ankę –
skorygował Edzio.
– To ty ją tak
dobrze znasz? – zainteresował się minister Filip. – Na „ty” jesteście?
– Nic mi o tej
znajomości nie wspominałeś, Edziu – odezwał się Aslak z wyrzutem w głosie.
– Kogo?! O co
wam chodzi?! – Edzio nie posiadał się ze zdumienia.
– No, o tę...
niby... Ankę. Sam powiedziałeś – wyjaśnił hrabia Filip. – Co to się obraziła,
bo została porównana do boksera.
– Niedzisiejsze
przesądy i nieuzasadnione negatywne stereotypy! – włączył się z oburzeniem Richard.
– Et tu, Brute?! – jęknął święty Edgar,
który do tej pory w milczeniu przesuwał paciorki różańca.
– Czego ty ode
mnie chcesz, Edgar?! Boksery to przemiłe psiaki! Wesołe, pogodne, pełne
temperamentu, a przy tym te ich pofałdowane pyszczki są mięciutkie jak
aksamit...
– Rrrracja, że pofałdowane,
ale czy aksamitne, nie sprrrawdzałem – zauważył komtur Ulf. – Temperrrament
jednakże mają właściwy, bo to rrrasa gerrrmańska. Więc dlaczego się o takie
porrrównanie obrrrażać?
– O czym wy
mówicie? – Edzio był zupełnie zdezorientowany.
– Nie o „czym”, tylko
o kim! – poprawił hrabia Filip. – Edziu, nie uwłaczaj ludzkiej godności, a
zwłaszcza godności Anki!
– Jakiej Anki? –
w głosie Edzia brzmiała rozpacz.
– Tej, co się
obraziła. Ian powiedział, że posłanka obraziła posłanka, a ty dodałeś: ”Ankę” –
przypomniał pan de Saint-Pierre.
– Mnie tylko
chodziło o formę. Bo jest niepoprawna. Nie pozwala na odróżnienie podmiotu od
dopełnienia, czyli, ujmując rzecz w teminach semantycznych, agenta od pacjenta.
– A to
rzeczywiście jest niepoprawna – zgodził się minister Filip. – Z drugiej strony,
kiedy agenta łatwo jest zidentyfikować, to z reguły zostaje pacjentem, albo i
gorzej.
– Filipie, ja
nie mówiłem o polityce, tylko o formalnych związkach składniowych i właściwym
posługiwaniu się językiem – zaoponował Edzio.
– Panie Edek!!! –
pan Staszek trzasnął pięścią w bufet. – Takie tematy to pan może sobie
dyskutować, za przeproszeniem, w posłanku z panem Aslaczkiem, a nie w mojej
knajpie przy stole!!!
***
Kubki z grzanym
winem nagle podskoczyły. Stół również gwałtownie się zatrząsł.
Do tawerny
wkroczył sierżant Serafin na czele oddziału aniołów niegdyś zwanych
antyterrorystycznymi, a teraz przemianowanych na antyfaszystowskie.
– Pan pozwoli z
nami – zwrócił się Serafin do pana Staszka.
Na dziedzińcu
tawerny niecierpliwie grzebał nogą skrzydlaty mamut.
***
– Dzisiejszy
odcinek był zdecydowanie zbyt absurdalny – zauważył święty Edgar .
– Bo za dużo
było formy, a za mało treści – zgodził się Aslak. – Edziu, ja nie chcę, żebyś
był ze mną tylko dla formy – dodał serdecznie.
– Prrro Patrrria, ne prrrro forrrma! – skonkludował
komtur Ulf, sięgając dyskrretnie po dwurrręczny miecz.
Sierżant Serafin
udał, że nie słyszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz