środa, 21 listopada 2012

Anielskie kłopoty



– Wstawać, pod ściany, z rękami nad głową! Ksiądz nie, świętych na razie nie ruszamy – huknął od drzwi, jak łatwo się domyślić, sierżant Serafin. Dowodzony przez niego oddział aniołów antyterrorystycznych w błękitnych kominiarkach wydawał groźne pomruki.

– Dalej, wstawać! – wrzeszczał sierżant.

– Ani mi się śni – Richard wymownie położył dłoń na rękojeści miecza. – I proszę bez hałasów, bo ma sierżant do czynienia z oficerami. W przekładzie na terminologię współczesną ja jestem kapitanem rezerwy, sir Sleighstone majorem, a komtur, zdaje się, odpowiada rangą generałowi.

– Ja mam immunitet dyplomatyczny, a mój krewniak jest biskupem – dodał z godnością hrabia Filip.

Serafinowi trochę zrzedła mina.

– Panie sierżancie, czy mógłby pan wyjaśnić na spokojnie, o o co chodzi? – spytał łagodnie święty Edgar. – Proszę siadać, przy stole łatwiej się rozmawia. Proszę coś zamówić na mój rachunek, dla aniołów też przynajmniej po piwku, zgrzali się w tych czapeczkach...

– Eheee!!! – przyznały z aprobatą anioły. Rozsiadły się przy bocznym stole i zaczęły z ulgą ściągać kominiarki.

– Piwko nigdy nie zaszkodzi – przyznał Serafin – zwłaszcza kiedy święta osoba zaprasza. Ale reszta panów niech nie zapomina, że ja tu jestem służbowo i w sprawie wagi państwowej. Tutaj żartów nie ma. Mam rozkaz zaaresztować zamachowca.

– Od którego zamachu? – zainteresował się Aslak.

– Od takiego, co go nie było – wyjaśnił sierżant.

– To ja w dalszym ciągu nie wiem, od którego – zmartwił się Aslak.

– Szukamy takiego zamachowca, co to chciał wysadzić świątynię Salomona – wyjaśnił konfidencjonalnie zniżonym głosem sierżant.

– Tu do tawerny Palestyńczycy nie przychodzą. Oni nie piją – zauważył Ian.

– To nie Palestyńczyk, tylko ksenofob i antysemita – odparł zdecydowanie Serafin. – Tacy, panie majorze, to wszędzie się gnieżdżą. A zresztą był rozkaz, żeby znaleźć zamachowca, który rekrutował uzbrojoną grupę, i żeby go szukać w tawernie, bo tu więcej niż połowa grupy zwykle jest uzbrojona. To i szukamy.

– Rrrrozkaz to rrrrozkaz. A prrewencja jest najważniejsza, sam tak zawsze uważałem – zgodził się komtur. – W takim rrazie szukajmy. Tylko że poza nami i panem Staszkiem nikogo tu nie ma.

– Był rozkaz, żeby szukać profesjonalnie. Wyciąg z akt od adiutanta samego Archanioła dostałem. – Sierżant wyciągnął zza tak zwanej pazuchy pokaźny zwój pergaminu. – Chodźcie no tu, Cherubin, bo mi tu czytać jakoś... trochę za ciemno – skinął na złotowłosego anioła w stopniu kaprala. – No, czytajcie, od samej góry, co tam stoi napisane.

Cherubin podszedł do centralnego stołu, zasalutował i wziął zwój pergaminu.

– De Saint-Pierre, Edgar – zaczął. –„ Jako siedmiolatek dokonał zamachu na kościelne okno przy pomocy kamienia. Mając piętnaście lat zaczął eksperymentować z substancjami wybuchowymi, między innymi z musującym winem. Fakty te są udokumentowane w pierwszym rozdziale książki Witraż z jednorożcem. I nawet w Internecie, pod adresem
http://nordponte.blogspot.no/2011/07/swiety-bez-aureoli.html  

Mając lat dwadzieścia...”

– Dobra, to starczy, żeby zaaresztować. Czytaj o następnym – przerwał sierżant.

– Jeszcze jeden de Saint-Pierre, ale tym razem Feliks. „Wybuchowy temperamanet, osobowość narcystyczna...”

– Jak ten Norweg. Też starczy – uznał Serafin. – Jedź dalej.

– Garrick, Filip. Ojej, tu jest dużo... Ale na czerwono napisane „Immunitet dyplomatyczny”.

– Znaczy prawdę mówił. Trudno. Dalej!

– Garrick, Roland. Panie sierżancie, tu jest z pięćset linijek, albo i więcej...

– Czytaj tylko to, co podkreślone – poradził sierżant.

– „Zamordował brata-bliźniaka i przejął po nim stanowisko kanclerza” – czytał nieco drżącym głosem Cherubin.

– Dobrze, bardzo dobrze! – pomrukiwał Serafin.

– „1400 lat pobytu w piekle. Zatrudniony był jako naczelny pirotechnik. Odpowiedzialny za ponad tysiąc wybuchów wulkanów”. Ale na końcu jest na czerwono: „Zwolniony w ramach Wielkiej Amnestii Beatyfikacyjnej. Nie może być pociągany do odpowiedzialności za wcześniej popełnione przestępstwa.”

– Ale za później popełnione może – stwierdził z satysfakcją Serafin. – Bierz się za następnego.

– von Skalholt, Ulf. „Rasista, ksenofob i homofob”. Szczegóły są na: gay.pl/tekst.php?id=13791

– Co prrawda, to prrawda. Nigdy się z Unterrrmenschami nie brratałem – zgodził się komtur. – Orrrdnung muss sein!

– Co tam jeszcze jest... Sleighstone, Ian. „Widziano go na demonstracji ubranego w zbroję i wywijającego nacjonalistycznym proporcem. Czterech jego synów to młodociani kibole. Podsumowanie: szowinista”.

– Jaki z pana Ianka szowinista? Już by mu żona dała! – włączył się pan Staszek.

– Northbridge, Richard – kontynuował Cherubin niezrażony. – „Miłośnik zwierząt, wegetarianin, artysta-malarz...”

– Drugi Hitler! – wykrzyknął z zadowoleniem sierżant. – Cherubin, dopiszcie tam na marginesie „Faszysta”!

Nagle się stropił.

– Panowie – odezwał się ponuro po chwili milczenia – was tu za dużo podejrzanych jest. Ja mam rozkaz znaleźć jednego zamachowca. No, góra dwóch.

– A ta zbrojna grupa, panie sierżancie? – zainteresował się Cherubin.

– Ech, ty młocie, na szkoleniu niczego nie zrozumiałeś? To są nasze chłopaki z ABW[1].

– Ja może naprawdę niewiele zrozumiałem, panie sierżancie, ale skoro to nasi, to czemu ich nie spytać, kto ich zwerbował, zamiast tak ganiać i jeszcze w papierach się grzebać?

– Bo zamachowiec ich zwerbował na tym... no... fejsbuku. A tam prawie wszyscy się nickami posługują. To skąd oni mają wiedzieć, kto ich do tej grupy wciągnął?

– Teraz rozumiem – zgodził się Cherubin. – To kogo aresztujemy, panie sierżancie?

Serafin głęboko się zamyślił.

– Czekaj! – odezwał się wreszcie. – O jednym nic nie przeczytałeś! O tym, tam... w tym białym pulowerku. Jak on się nazywa... Aha, Aslak Egilson.

– Egilson – powtórzył Cherubin i zabrał się za przewijanie pergaminu.

– Nic na niego nie ma, panie sierżancie – zameldował po dłuższej chwili. – Konto czyściutkie jak u Archanioła Gabriela. Zupełnie nic. Tylko ten moher... – Cherubin spojrzał z obrzydzeniem na mięciutki, puszysty sweterek Aslaka. – Ale w aktach nawet o moherze nic nie nadmieniają.

– W takim razie to on – zdecydował sierżant. – Ani jeden z tej reszty taki sprytny nie był, żeby mieć czyste konto. A my mamy aresztować zamachowca, który zamachu nie zrobił. Wstawajcie, Egilson!

– Chwileczkę, panie sierżancie – włączył się święty Edgar. – Słóweczko na osobności, jeśli łaska...

Po kilku minutach oddział Anielskiej Brygady d/s Wyjątkowych z szumem skrzydeł uniósł się z dziedzińca tawerny i poszybował w dal.

– Edgar, powiedziałeś im, że Aslak to gej, i że będą mieli kłopoty, jeżeli go ogłoszą zamachowcem, co? – dopytywał się Richard.

– To też – odparł święty. – I poradziłem im, żeby zwrócili uwagę na Kaczynskiego.

– No, nie, Edgar! – zaoponował pan Feliks. – Pan Leszek nie cierpi wybuchów, jakiś taki ma uraz...

– Powiedziałem „Kaczynskiego”, nie „Kaczyńskiego” – poprawił święty. – Chodzi o Teda Kaczynskiego. On i tak jest winny, co za różnica, jeżeli na dodatek do wszystkich zamachów, które popełnił, przyczepią się do niego o taki, którego nie było...


[1] ABW to Anielska Brygada d/s Wyjątkowych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz