– O polityce dziś
w żadnym wypadku nie rozmawiamy – zdecydował święty Egdar.
– Ani o historrrii
– uzupełnił komtur.
– Ale o historii
języka chyba wolno? – spytał nieśmiało Edzio de Saint Pierre.
– O, właśnie! –
ucieszył się Richard. – Ja dziś w Internecie natrafiłem na taki wierszyk:
Mądrze gada, czy też
plecie,
Ma swój język Polak przecie!
Tośmy już Rejowi dłużni,
Że od gęsi nas odróżnił.
Rzeczypospolitej siła
W jej języku również tkwiła.
Dziś kruszeje ta potęga,
Dziś z angielska Polak gęga.
Pierwszy przykład tezy tej:
Zamiast dobrze jest okej!
Dalej iść śladami tymi,
To nie twarz dziś masz a imidż.
Co jest w stanie nas roztkliwić ?
Nie życiorys czyjś, lecz siwi!
Gdzie byś chciał być w życiu, chłopie?
Nie na szczycie, lecz na topie.
Tak Polaku gadaj wszędy!
Będziesz modny... znaczy trendy
I w tym trendzie ciągle trwaj,
Nie mów żegnam, powiedz "baj"!
Gdy ci nietakt wyjdzie spory,
Nie przepraszaj! Powiedz: Sory!
A gdy elit chcesz być bliżej,
To nie "Jezu" mów, lecz Dżizes.
Kiedy szczęścia zrąb ulepisz,
Powiedz wszystkim, żeś jest hepi!
A co ciągnie cię na ksiuty?
Nie uroda ich, lecz bjuty!
Dobry Boże, trap się trap...
Dziś nie knajpa już, lecz pab!
No, przykładów dosyć, zatem
Trzeba skończyć postulatem,
Bo gdy język rani uszy,
To jest o co kopie kruszyć!
Więc współcześni poloniści
Walczcie o to, niech się ziści:
Żeby wbrew tendencjom modnym
polski znów był siebie godny!
Pazurami ! Wet za wet !
Bo do d... będzie wnet...
Post Scriptum:
Angielskiemu nie ubędzie
kiedy polski polskim będzie.
Ma swój język Polak przecie!
Tośmy już Rejowi dłużni,
Że od gęsi nas odróżnił.
Rzeczypospolitej siła
W jej języku również tkwiła.
Dziś kruszeje ta potęga,
Dziś z angielska Polak gęga.
Pierwszy przykład tezy tej:
Zamiast dobrze jest okej!
Dalej iść śladami tymi,
To nie twarz dziś masz a imidż.
Co jest w stanie nas roztkliwić ?
Nie życiorys czyjś, lecz siwi!
Gdzie byś chciał być w życiu, chłopie?
Nie na szczycie, lecz na topie.
Tak Polaku gadaj wszędy!
Będziesz modny... znaczy trendy
I w tym trendzie ciągle trwaj,
Nie mów żegnam, powiedz "baj"!
Gdy ci nietakt wyjdzie spory,
Nie przepraszaj! Powiedz: Sory!
A gdy elit chcesz być bliżej,
To nie "Jezu" mów, lecz Dżizes.
Kiedy szczęścia zrąb ulepisz,
Powiedz wszystkim, żeś jest hepi!
A co ciągnie cię na ksiuty?
Nie uroda ich, lecz bjuty!
Dobry Boże, trap się trap...
Dziś nie knajpa już, lecz pab!
No, przykładów dosyć, zatem
Trzeba skończyć postulatem,
Bo gdy język rani uszy,
To jest o co kopie kruszyć!
Więc współcześni poloniści
Walczcie o to, niech się ziści:
Żeby wbrew tendencjom modnym
polski znów był siebie godny!
Pazurami ! Wet za wet !
Bo do d... będzie wnet...
Post Scriptum:
Angielskiemu nie ubędzie
kiedy polski polskim będzie.
źródło: http://www.gay.pl/tekst.php?id=15121
I ten wierszyk mnie
zainspirował do małego felietoniku. Chcecie posłuchać?
Bywalcy tawerny
skwapliwie przytaknęli. Wszyscy byli zgodni co do tego, że każdy temat będzie lepszy
od polityki, demonstracji oraz rzucania żarówkami w święte wizerunki.
– Zatem – zaczął
Richard – wyobraźmy sobie jeden wieczór bez obcych wpływów, nie angielski, nie
kreolski, ale taki czysto polski.
Umówiliśmy się z
bardzo atrakcyjną (tfu! pociągającą!) osobą na romantyczną kolację (Nie! Nie wolno!
Na uczuciową wieczerzę). Chcemy na
tejże osobie zrobić dobre (w żadnym wypadku nie pozytywne) wrażenie, zatem zdejmujemy codzienne ubranie, nakładamy
nie szlafrok ani bonżurkę, lecz podomkę,
i udajemy się do łazienki.
Póki co, wszystko dobrze (bynajmniej nie OK). Ale w tej łazience to aż strach
patrzeć: na podłodze płytki (niem.
Platten!), na ścianach kafelki
(Kachel!), w ścianach rury (Rohren!).
Same germanizmy. Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz. Rezygnujemy z prysznicu. Oj, rezygnować
nie możemy, bo to z łaciny, makaronizm paskudny. Postanawiamy, że nie będziemy
się myć. Wystarczy dezodorant i woda
toaletowa. Ale i z tego nie da się
skorzystać. Dezodorant i wszystko,
co ma coś wspólnego z toaletą, jest
wykluczone (Francuzi podli!). Woda mogłaby być, chociaż jest podejrzanie
spokrewniona z Wasser, wand, vatten
itd., ale przecież już ustaliliśmy, że rur
nie wolno używać.
Trudno. Jak się
ładnie ubierzemy, to i tak się pociągającej osobie może spodobamy (Patrzcie!
Całe zdanie mi się udało!). Ale ani slipek, ani bokserek, ani nawet kalesonów
nie można założyć. Ohydztwo leksykalne.
Spodnie założyć można. Nawet koszulę. I
pończochy, i obuwie. Niestety, krawat odpada, marynarka też. Znów Francuzi! Sweter nie do pomyślenia, smoking też wykluczony (Anglicy!). A
tu grudzień, zimno... Nawet kamizelka niedozwolona. Żebym tak miał
jakiś żupan... To przynajmniej
byłoby na wskroś polskie i ojczyste. Ale już niczego nie nie jestem pewien. Na
wszelki wypadek sprawdzę w... nie powiem gdzie, bo to też obce słowo.
Sprawdziłem.
Tu
źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBupan_(ubranie)
„Nazwa pochodzi od włoskiego giubbone, giuppone (zazwyczaj szeroki
kaftan męski z grubego materiału), od guibba (kaftan, frak, kurtka wojskowa),
które pochodzi od arabskiego: dżubba (spodnia szata z bawełny).”
Znaczy, nawet gdybym miał taki strój, to
i tak nie mógłbym go założyć.
Na mróz mam wyjść w samej koszuli?! (dwa
kolejne zdania mi się udały, ale co z tego?)
Eureka!!! Można założyć płaszcz!
Płaszcz, owszem, można, ale zawołałem „Eureka!”. To po grecku. I nawet nie
wolno mi powiedzieć, że się skompromitowałem. Nie: narobiłem sobie obciachu. „Obciach”
to chyba nareszcie czysto polskie?
Zresztą nie warto wychodzić. Ta osoba spodziewa
się, że pójdę z nią do restauracji.
Przecież nie mogę (Francuzi!). Do knajpy
też nie mogę (Niemcy!), ani do pubu
(Anglosasi!).
Najbliższa gospoda (a i tak nie wiadomo,
czy „gospoda” albo „gościniec” są dozwolone; etymologia słowa gość jest
złożona: host, ghost, gast...) jest
o 15 (czego? Przecież ani nie kilometrów,
ani mil... może wiorst?) stąd. Musiałbym zadzwonić (bynajmniej nie zatelefonować) po taksówkę, a to wykluczone.
Poza tym ona mogłaby zamówić kotlet (Francuzi!) albo befsztyk (Anglicy), a do niego, nie
daj Boże, cebulę albo kalafiory. Znowu Włosi, ci obrzydliwi
Włosi, jak włos w zupie! Jezuuuu! Zupa
to nie polskie słowo, a Jezus to już
zupełnie nie!!!
***
– Pan Rysiek to jakiejś histerii dzisiaj dostał – zauważył pan Staszek. –
Przecież zawsze lubił zupkę kalafiorową. A żeby u mnie włos w zupie się
zdarzył, to już, proszę panów, impossible, no talk about this!
A kalesony można????
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie.
OdpowiedzUsuńCool!
OdpowiedzUsuńO Gąsce.
OdpowiedzUsuńW prastarym mieście Krakowie
Żył pewien gość - człowiek
O którym mówiła legenda
Że uczyć się trzeba na błędach.
I jak wiadomo od dawna
Postać to była zabawna:
Z ust mu płynęły słowa - nie woda.
Polacy nie Gęsi - a szkoda!
:-)
OdpowiedzUsuńpiękne.
żył pewien pan z Krakowa,
który nieźwiedzie hodował
i zawsze po obiedzie
tańczył z jednym niedźwiedziem...
A właściwie to była krowa.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń