sobota, 10 listopada 2012

O gęsi i świętym Marcinie





– Dziś nie będziemy rozmawiać o demonstracjach i polityce, a tym bardziej nie o Czterech Pancernych i trotylu – zawyrokował święty Edgar. – Jest wigilia dnia świętego Marcina i będziemy jedli gęś. Bynajmniej nie zieloną, tylko brązowiutką, kruchutką...
– Z pieczonymi jabłuszkami i czerwoną kapustką... – rozmarzył się Ian.
– I z ładnie przyrrrumienionymi karrrtofelkami... – dodał równie rozmarzony komtur Ulf.
– Do gęsi najlepiej pasuje dojrzała rioja... Panie Stasiu, ma pan rioję z Campo Viejo, z roku 1788? To był dobry rocznik, przedrewolucyjny – pan Feliks też okazał entuzjazm.
– Kochani – święty Edgar znów zabrał głos – wszystkie te szczegóły są niezmiernie istotne, ale należy zadbać również o wymiar duchowy.
– Właśnie – przytaknął Aslak. – Mógłby nam ksiądz przypomnieć żywot świętego Marcina?
– Tak, koniecznie! – zabrzmiało nieskoordynowanym chórem.

– Cóż, moi drodzy – zaczął święty – we wczesnej młodości święty Marcin przypominał Marka Winicjusza z Quo Vadis. Rzymski patrycjusz, syn trybuna, imię nawiązujące do boga wojny Marsa. Rozumiecie, Marcus, Martius, Martinus... po prostu różne formy derywacyjne. Dzięki stanowisku ojca Martinus wkrótce został oficerem. Podobno był bardzo przystojny...
– Coś dla Bazila – mruknął prawie niedosłyszalnie biskup Roland.
– Źródła milczą na temat przyczyn przejścia świętego Marcina na chrześcijaństwo – kontynuował święty Edgar. – Nie doszukałem się wzmianek o żadnej Ligii. Na moment przełomowy w jego życiu wygląda epizod wspominany w wielu legendach. Otóż Martinus spotkał pewnego razu na drodze drżącego z zimna biedaka i – ujęty współczuciem – oddał mu połowę swojego płaszcza.
– Jak to, połowę? – zdziwił się hrabia Filip.
– Przeciął swój płaszcz na pół – wyjaśnił święty.
– Toż to idiotyzm – stwierdził pan Feliks. – Czemu święty Marcin nie dał temu menelowi pieniędzy, zamiast ubranie sobie psuć?
– Bo menel by sobie płaszcza nie kupił, tylko forsę przepił – zauważył Ian.

– Ja też się nad tym zastanawiałem, proszę księdza – dodał Aslak. – Przecież w ten sposób płaszcz został zniszczony, oni obaj na pewno zmarzli do szpiku kości, i żadna z tego dla nikogo korzyść nie wynikła. Mogliby obaj okryć się tym samym płaszczem, przytulić się do siebie, cieplej by im było...

– Aslak, zachowaj dla siebie te swoje fantazje! Ksiądz i menel pod jednym płaszczem, i jeszcze jakieś przytulania! Wiesz, jak by to komentowano?! – zgromił przyjaciela komtur. Był lekko sfrustrowany faktem, że w jego wypowiedzi nie znalazło się ani jedno „rrrr”.

– Aslak nawiązuje do wizerrrrunku świętego Marrrcina pędzla El Grrreco – zawarczał przez zęby Edzio de Saint-Pierre. – Popatrzcie – kliknął na „Google Image”.

– Panowie, dosyć tych kontrowersji – zainterweniował pan Staszek, podając gęś z dodatkami. – Dajcie księdzu skończyć opowiadanie...

– Będę się streszczał – obiecał święty Edgar. – Kiedy chrześcijaństwo zaczęło zwyciężać w powoli upadającym Imperium Romanum, zaczęto się rozglądać za celebrytami, którzy nadawaliby się na... no, przynajmniej na nowych celebrytów. Święty Marcin znalazł się na tej liście. Dowiedział się o tym, uciekł – bo już wiedział, czym ta polityka pachnie – i, jak powiada legenda, udał się do małego mająteczku na wsi i ukrył się między gęsiami. Ale gęsi zaczęły gęgać, tym sposobem znaleziono świętego Marcina i uczyniono go biskupem. Stąd się wzięło semantyczne i pragmatyczne połączenie dnia świętego Marcina z gęsiami. On był pierwszym dygnitarzem wybranym przez ptactwo domowe; nie chciałbym używać stereotypowego terminu „ptasie móżdżki”.  

– Ja jednego nie rozumiem – powiedział nieśmiało Richard. – Jak dorosły człowiek, i to ksiądz, zatem ubrany w czarną sutannę, mógł myśleć, że go nie zauważą między gęsiami? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz