wtorek, 19 kwietnia 2011

Odcinek 14: Wielkotygodniowe rozważania o etyce

Pogoda była prześliczna, zatem święty i jego przyjaciele zdecydowali się na piknik wśród krokusów.

– Masz – święty Edgar zawiesił Richardowi na szyi ochronną maseczkę z gazy. – Jakby się damy ukazały, to szybko naciągaj na nos i usta.
– Dzięki – powiedział Richard. – Ale, Edgar, to właściwie oszustwo, co? Mnie ta sprawa zastanawia. Odkąd biskup się do nas przeteleportował, kłamiemy jak najęci, a to o alergii, a to o herezji, ale jakoś nic złego nas z tego powodu nie spotkało. Ty też nam nie zwracasz uwagi.
– Kłamstwo samo w sobie nie jest grzechem – stwierdził autorytatywnie święty Edgar. –  Nie ma przykazania „Nie kłam”. Kłamstwo w dobrej intencji, na przykład w celu pokrzyżowania planów stronie przeciwnej, bywa nawet wskazane.
– O ja cię, to znaczy, że oni – Ian wskazał w dół, na dość reprezentacyjny budynek w centrum sporego miasta, które to miasto z kolei leżało blisko centrum Europy – że oni z czasem mogą się tu do nas dostać?
– Toż to by było gorsze od amnestii – otrząsnął się Jean.
– Spoko, ksiądz mówił, że tylko jak się kłamie w dobrej intencji, to nie grzech.
– A co, jak każdy z nich wierzy, że ma dobre intencje? Wiara czyni cuda.
– E, z cudami to u nich ostatnio kiepsko. Ostatni się udał jakieś dziewięćdziesiąt lat temu.
– Wszystko jedno, jakoś się pewnie będą potrafili wykręcić, na przykład, że myśleli, że wystarczy, jak te intencje są dobre dla tego, kto kłamie. Szef jest pobłażliwy, sami wiecie. Nie wiadomo, do czego może dojść. Jakby tu przyszedł ten... ten, no wiecie, ten najgorszy... to na niego i kropidło nie pomoże. To ja już wolę biskupa Rolanda.
– Który najgorszy?
– To nie wiesz?
– Ten, co się z tamtym strasznym całował?
– E tam, przy ludziach się całowali, garnitury mieli na sobie, nic tam chyba takiego nie było. Ty się też dla picu całowałeś z panią Florą. Oni może też tak tylko z grzeczności.
– Nie o całowanie chodzi, tylko o to, czy to ten jest najgorszy.
– Gorszy jest ten, co strzela do sarenek – zawyrokował Richard. – Sumienia trzeba nie mieć. I jeszcze kaszalotom ubliżał.
– Obleśny, to fakt. Ale ja najbardziej nie lubię tego wysokiego, co tak nieładnie się wyrażał o panu Witku. Ten to dopiero wredny.
– Wredny, ale przynajmniej był za umundurowaniem. Szacunek dla munduru to podstawa, a nie, żeby byle aktorzyna pułkownika bezprawnie udawał.
– Z tym się zgodzę, ale najgorszy to ten, co się znęca nad kotami. Jakby tu przyszedł, to ja bym go chyba gołymi rękami... Żeby kotu krzywdę robić, znaczy, prawdziwemu, nie demonowi, to już słów brak. Brat pana Leszka to co innego. Mówcie sobie, co chcecie, ale jak ktoś jest dobry dla kota, to nie może być najgorszy.
– A skąd wiesz, co to za kot?

Na to Bazil nie znalazł odpowiedzi. Powiało grozą mimo słońca i krokusów.

– Nic się nie martwcie – zabrał głos święty Edgar. – Szef jest łagodny, ale do pewnych granic. Już oni trafią, gdzie się każdemu należy. Trzeba myśleć pozytywnie. Dobrze, że oni wszyscy są jeszcze na ziemi. Zapomnieliście o amnestii?
– Ksiądz to zawsze człowieka potrafi pocieszyć – powiedział Bazil z podziwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz