piątek, 8 kwietnia 2011

Odcinek 9: Kontrast i luminescencja (jeszcze raz)

– Coś jeszcze podać? – spytał pan Staszek.
– A owszem – odezwał się biskup Roland – coś bym zjadł. Teleportacja zaostrza apetyt. Co pan by polecił?
– Mamy tylko potrawy bezmięsne – powiedział pan Staszek. – Zupa selerowa z groszkiem ptysiowym, omlet z pieczarkami, jarzyny z grilla...
– Z grilla nie. Przejadło mi się – odparł zdecydowanie biskup. – Niech będzie ten omlet. A do niego wodę mineralną z lodem i kieliszek dobrze schłodzonego chardonnay. To było najbardziej nieprzyjemne po przeciwnej stronie, ten brak porządnie oziębionych napojów.

Pan Staszek znikł za drzwiami kuchni.
– To wy naprawdę jesteście albigensami? – biskup Roland powiódł wzrokiem po zebranych.
– Alkoholu nie, mięsa nie... Pozwalają wam tu wyznawać herezję?
– A co nam mogą zrobić? – wzruszył ramionami Richard. – Zresztą różnie jest ze stopniem zaangażowania w tę ideologię. Ja tylko nie jem mięsa. Bo jak to, jeść takie śliczne różowe prosiaczki? Albo cielaczki. Albo sarenki...
– Ale przecież albigensi nie wierzą w świętych – biskup podejrzliwie popatrzył na całe towarzystwo. – Co kolega na to? – zwrócił się do świętego Edgara.
– A co mi za różnica, kto we mnie wierzy – święty Edgar też wzruszył ramionami. – Ja tam jestem za pluralizmem.
– No, różnorodność niewątpliwie tu jest – przyznał biskup. – Ty pochodzisz z Islandii, Aslak, prawda? Niezmiernie interesujący kraj. Prawie dokładnie rok temu, też w kwietniu, organizowałem tam wybuch wulkanu...
– To ty? No, mogłem się domyślić – wtrącił się hrabia Filip. – To ty panu Leszkowi zepsułeś pogrzeb!
– Pana Leszka to mi było żal, że mu się tak pogrzeb nie udał – zauważył Bazil – ale fajnie było, jak się ten Murzyn tej chmury wulkanicznej przestraszył. Z tym Murzynem w ogóle obciach, nie? Czarny w Białym Domu, taki kontrast, prawie jak potępieniec w niebie...
– Bazilku – powiedział z naganą w głosie porucznik Jean.
– To już nie wolno powiedzieć, że coś jest czarne albo białe?  Nawet ty mi cezurę robisz?
– To, widzisz, nie jest takie proste, niektóre autorytety twierdzą, że czarne bywa białe...
– A idź mi z takimi autorytetami. Widziałeś kiedy białego Murzyna?
– Osobiście nie, ale pisał o nim pan Gombrowicz. Pan Witek, znasz go, co tu czasem z pieskiem przychodzi.
– Pewnie, że znam pana Witka – Bazil dwuznacznie się uśmiechnął. – Tylko nie wiedziałem, że o Murzynach pisze. Tak jak Szekspir, nie? Ale jak ten Murzyn był biały, to skąd pan Witek wiedział, że to czarny?
– Przecież ci mówiłem, że to nie takie proste – podsumował z triumfem Jean.
– Richard, ty to na pewno potrafisz wytłumaczyć – Bazil nie dawał za wygraną. – Ty się znasz na kolorach.
– Biały i czarny to właściwie nie kolory sensu stricto – powiedział Richard – ale jak się intensywnie wpatrzeć w jeden kolor, to potem oko automatycznie wytwarza jego komplement, to znaczy, kolor kontrastujący.
– Aaa – ucieszył się Bazil – to znaczy, że pan Witek tak się wpatrzył w tego Murzyna, że on mu się pokazał na biało. To pasuje.

– Przepraszam – włączył się biskup Roland – ale o czym my właściwie rozmawiamy?
– O Islandii – podpowiedział uprzejmie Aslak.
– Właśnie. Wieloryby mi spłoszyłeś tym wulkanem, Roland – powiedział ponuro Richard.
– A może to i dobrze, bo na Islandii jedzą wieloryby – włączył się Ian.
– Teraz nie, bo skażone – rzekł hrabia Filip.
– Nie są skażone, bo Edgar zdezaktywował.
– To może źle, że zdezaktywował, bo teraz je zjedzą.
– Nie zjedzą, bo myślą, że dalej radioaktywne.
– Jak aktywne?
– Radioaktywne. Przecież Edgar tłumaczył. Pamiętasz, o tej Polce, co dostała Nobla, co to badała zaburzenia jąder... Co jej promotorowi się świeciło w kieszeni...
– Dałbyś spokój z takimi świństwami, wiesz?
– To nie świństwa, przecież ksiądz Edgar o tym mówił. To się nazywa luminescencja. Świeciły się te twoje wieloryby, Richard?
– Przecież mówiliście, że luminescencja występuje w kieszeniach. Jak wieloryba włożyć do kieszeni?
– Co ty za głupoty gadasz, po co do kieszeni?
– No, żeby świecił.
– Ale po co ma świecić w kieszeni? Bez sensu, i tak by nie było widać.
– No nie, co ty mi tu wmawiasz. Jakby kto miał wieloryba w kieszeni, toby nie było widać?
– Różne rzeczy ludzie po kieszeniach noszą, a nie widać. Nawet w sądzie nie zawsze zobaczą.

– Przepraszam – biskup Roland był trochę blady. Odsunął talerz z niedojedzonym omletem. – Jakoś mi się w głowie kręci, to pewnie skutek tej teleportacji. Pójdę się na trochę położyć. Miło było pogawędzić.

– Uff – westchnął święty Edgar, kiedy drzwi zamknęły się za jego kolegą po fachu. – Doskonale się spisaliście.
–  Nie pokapował się, że wiemy, jaki numer nam chciał wykręcić – stwierdził Bazil. – Myśli, że z nas heretycy i że nam liczniki grzechów cykają jak ta lala.
–  No i tak prędko drugi raz tu nie przyjdzie – dodał święty.
–  A dlaczego? – spytali unisono przyjaciele świętego Edgara.

3 komentarze:

  1. Ja protestuje. Autorka wyraźnie dyskryminuje kobiety, czepia się białych Murzynów i wyraźnie kpi sobie z wegetarian. Jeśli nie będzie dalej o czarnych kobietach i żółtych Murzynach oraz wegetarianach-Noblistach, to przestanę ten blog śledzić. A te aluzje polityczne w wigilię wigilii rocznicy zasługują po prostu na akcję protestacyjną na Facebooku. Z pewnością jednak jest to prowokacja, której z godnościom nie ulegniemy Pani Autorko!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Komentatorka nie poświęciła nawet minimum energii na to, żeby zrozumieć, że niniejszy blog jest akcją protestacyjną przeciw aferze hazardowej. A we wzmiankowanej aferze uczestniczyli Murzyni!

    OdpowiedzUsuń
  3. To, ze ktoś ma brudne ręce, nie oznacza, że jest Murzynem. A nawet wręcz przeciwnie (jeśli ktoś ma jakiegoś Murzyna pod ręką, niech mu spojrzy na ręce). Jeśli Autorka nie ma lepszych argumentów, to niech się lepiej nie pogrąża. Nawet poparcie Greenpeace'u za poprawną politycznie wzmiankę o fluorescencyjnych wielorybach nie wystarczy do otrzymania akceptacji przez społeczeństwo, o którym przecie traktuje blog.

    OdpowiedzUsuń