czwartek, 14 kwietnia 2011

Odcinek 10: Demonstracja i poezja

Gwoli przypomnienia:
występują (uwaga: postacie całkowicie fikcyjne!):

  • Święty Edgar, za życia zakonnik o niekonwencjonalnych poglądach, filozof, medyk i alchemik
  • Jego przyjaciele:
    • Sir Richard Northbridge, za życia słynny szermierz, a także artysta, twórca bardzo cenionych witraży,  amator płci pięknej i miłośnik zwierząt
    • Sir Ian Sleighstone, również sławny rycerz, mistrz łuku i kuszy
    • Porucznik Jean de Saint-Pierre, weteran wojen napoleońskich
    • Bazil Blanchett, za życia ordynans porucznika, obecnie wzięty (nawet bardzo wzięty) informatyk
    • Aslak Egilson, za życia nowicjusz w klasztorze dominikanów na Islandii, teoretyk literatury
    • Edgar de Saint-Pierre, entuzjastyczny tłumacz literatury
    • Hrabia Filip Garrick, dyplomata (za życia i po śmierci)
    • Biskup Roland Garrick, stryjeczny prapradziadek hrabiego Filipa, znany w pewnych kręgach jako Krwawy Rolek
oraz

  • Pan Staszek, właściciel tawerny.

Biskup Roland pojawił się w tawernie znacznie wcześniej, niż to przewidywał święty Edgar.

– W balona mnie chcieliście zrobić z tą herezją – zaczął. – Nie ze mną takie numery. Wszystkich was w niedzielę widziałem na mszy, a potem na tej... drodze krzyżowej.
– Chodziło o to, żebyśmy się nie wyróżniali – wyjaśnił hrabia Filip. – Jak wszyscy idą na demonstrację, to lepiej, żebyśmy też poszli. Już niektórzy komentują, że się z tobą, Rolek, w tawernie spotykamy. W tej sytuacji dyplomatycznie jest włączyć się w tłum i nie zwracać na siebie uwagi.
– Nie zwracać uwagi – prychnął biskup i dyskretnie ugasił chusteczką płomyczki wymykające się z nosa. – Alslak z krzyżem jako Szymon Cyrenejczyk, Richard wypuszczał balony w kształcie wielorybów, Bazil w kostiumie czirliderki, umalowany, z megafonem, Jean w różowym berecie do munduru szwoleżera, Ian w pełnej zbroi, ze sztandarem. Jeden Filip wyglądał jak człowiek.
– Bo tylko on wiedział, o co chodzi – wyjaśnił Ian. – Nas wszystkich wpuścił w maliny. Richardowi powiedział, że to demonstracja Greenpeace, Aslakowi, że zwykła droga krzyżowa, im – wskazał na byłych szwoleżerów – że parada równości. A mnie, że będzie walka o niepodległość. To się uzbroiłem, normalne chyba?
– Dopiero, jak nam kazał hasła skandować, to się połapałem, że coś nie tak – wspomógł przyjaciela Richard. – Bo nic o wielorybach nie było. Tylko: „Nie w kwestii amnestii”, „Nie pozwolę na aureolę”, „Lolkie, co ty grasz za polkie?”, „Piotra do czorta”... To ostatnie to paskudny asonans.
– Ale skandowaliście – stwierdził biskup.
– Ja tylko wołałem: „Nie w kwestii atomów” – obruszył się Richard.
– A ja w ogóle nic, bo przyłbica mi się zacięła, więc i tak nikt by nic nie zrozumiał – dodał Ian.
– Ja się przyłączyłem bo się pokapowałem, o co Filipowi chodziło – odezwał się Bazil. – Pewnie niejeden podejrzewa, że to ja tę teleportację programowałem. Więc lepiej udawać, że się jest przeciw amnestii, jak wszyscy.
– A ja skandowałem z solidarności z Bazilkiem – dorzucił porucznik Jean.
– Coś ty taki milczący, Aslak? – zainteresował się biskup. – Masz jakieś kłopoty z tym twoim... przyjacielem? Czemu go nie było na demonstracji?
– Właśnie, że był – odparł Aslak ponuro. – I dalej jest. Zamieszkał w namiocie.
– Cooo? – rozległo się wokół stołu.
– Jemu Filip powiedział, że tam będzie happening i warsztaty poetyckie. A jego nowy projekt to tłumaczenie Słowackiego na islandzki. Zaczął od „Ojca zadżumionych”, ale mu nie szło. Mówił, że najpierw musi się wczuć w ducha oryginału. Jak ten namiot zobaczył, ten, co go na skwerku rozbili, to od razu do niego popędził. Bo, gdybyście nie pamiętali, to ten wiersz zaczyna się tak:

                      Trzy razy księżyc odmienił się złoty,
                      Jak na tym piasku rozbiłem namioty...

Więc Edzio wpadł do namiotu i powiada, że nie wyjdzie, póki się księżyc trzy razy nie odmieni. A na to owacja! Krzyczą, że takich im trzeba, brawa mu biją, chwalą za motyw księżyca... No i został.
– On tak zawsze? Z tym duchem oryginału? – zainteresował się Jean.
– Prawie zawsze. Co ja przeszedłem, zanim się zabrał za nowe tłumaczenie Robinsona Cruzoe. Przez miesiąc nie wychodziliśmy z ogrodu, deszcz, nie deszcz, z nikim mi nawet porozmawiać nie dał... I jeszcze ta koza.
– A jak się przygotowywaliście do sonetów Michała Anioła? – spytał niewinnie biskup.

Aslak zarumienił się, a jego niewiarygodnie długie rzęsy rzuciły cień na policzki.
– No, nie wstydź się, tu sami swoi – zachęcił Jean.
– On mnie... – wyjąkał Aslak – on mnie do tego zmusił! Do... do tej korekty nosa. Żebym miał taki profil, jak Dawid Michała Anioła.
– I nic więcej? – spytał z lekkim rozczarowaniem Bazil.
– Jak to, nic więcej? Sześć tygodni ze spuchniętym nosem, w bandażach... Przy tym ten namiot to pestka. Niech sobie w nim siedzi. Jakąś gorącą zupę mu zaniosę. Panie Stasiu, niech pan z łaski swojej wleje podwójny żurek do tego termosu.
– Lepiej byś tam się nie pchał, Aslak – powiedział Richard. – Poezja to teraz sprawa kontrowersyjna. Edkowi jeszcze przyleją za to cytowanie Słowackiego, a tobie przy okazji też się dostanie, i znowu nos w bandażach. A w ogóle z tym Słowackim to jeszcze będziesz miał, oj, będziesz. Choćby „Testament mój”: „...póki okręt płynął, siedziałem na maszcie”...
– Wstydu nie masz, Richard – oburzył się Bazil.

2 komentarze:

  1. W następnym odcinku oczekuje się głosu Żony Słowackiego. Wtedy jakaś diablica-rokietnica będzie mogła jej wytknąć, że niech będzie zadowolona, że to Słowackiego cytują a nie Mickiewicza. Tym bardziej, że teraz "Litwo, ojczyzno moja ..." może być uznane za deklarację przynależności do jakiejś krypto-mniejszości etnicznej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słowacki chyba dlatego się nie ożenił, że przewidział, jakie konflikty po jego śmierci mogą powstać. W końcu wieszczem był...

    OdpowiedzUsuń