– I co nowego na Niebiańskiej Radzie Spraw Zagranicznych mówili,
Filipku? – Zainteresował się święty Edgar. – Nie poszedłem, bo wiesz, jakiś
katar...
– Niech mi ksiądz grzechów dzieciństwa nie wypomina –
rzekł z lekką urazą hrabia Edgar de Saint-Pierre, swego czasu zwolennik
heretyków z Katalonii.
– Ależ Edziu kochany, my nie zawsze mówimy o tobie –
uspokajał przyjaciela Aslak.
– Przestaniecie wy wreszcie gruchotać[1]
jak gołąbki na Starym Rynku?! – Ian mocno się zniecierpliwił. – Ja chcę
wiedzieć, co w Niebiańskiej Radzie ustalono.
– Zatem – minister Garrick w bardzo wyraźny sposób
delektował się oczekiwaniem, które malowało się (bez pomocy dyżurnego artysty,
sir Richarda) na twarzach bywalców tawerny – zatem... postanowiono, że będzie spotkanie
w Alicante. I tam się kryzys rozwiąże.
– Eeee – odezwał się we właściwy sobie kreatywny sposób
wspomniany dyżurny artysta.
– Richie ma rację –
poparł swego serdecznego druha Ian. – Pani Asia wcale nie do Alicante jedzie,
tylko do Katalonii. Do Barcelony. I żadnego kryzysu w związku z tym nie ma, bo
ona dobrze wie, że ten facet, z którym się ma spotkać, to...
– Ian, nie mów za dużo, bo Richie się zdenerwuje –
zauważył z empatią komtur Ulf.
– Wcale się nie zdenerwuję – włączył się Richard. – Ja
naprawdę wiem, że ten gość to separatysta.
Dalszy ciąg rozmowy zastał utajniony. Ujawnić możemy
tylko fakt, że gdy minister Garrick z ciężkim westchnieniem udawał się na
kolejną naradę, nad drzwiami tawerny powiewała flaga Związku Opieki nad
Zwierzętami. A ani Archanioł Michał, ani sierżant Serafin jakoś się nie pojawili. Zapewne byli na spotkaniu w Alicante.
[1] Przepraszam
za tę aluzję – jest zrozumiała tylko dla kilku osób; ale i tak mojego bloga poza tymi
nielicznymi osobami nikt nie czyta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz