Komtur
Ulf wchodząc do tawerny znów uderzył czołem w tak zwaną futrynę.
Aslak tym
razem nie zerwał się z miejsca, aby natychmiast przyłożyć przyjacielowi do
czoła chusteczkę zmoczoną w zimnej wodzie. Trwał ponuro przy stole, popijając
małymi łykami koktajl, który specjalnie dla niego skomponował pan Staszek.
Nazywała się ta mieszanina trunków: „To hell with Königsberg”.
– Niby
dlaczego drinki mają się ciągle nazywać „Manhattan” i „San Francisco”? Pij pan,
panie Aslak, żeby panu nerwy całkiem nie wysiadły – rzekł serdecznie właściciel
tawerny. – Bo jak pan się dowie...
– A pan
to skąd wszystko od razu wie? Krwawą Mary proszę, bez żadnego wydziwiania o
Kaliningradzie ani o Symferopolu – zareplikował minister Garrick. Przez to niechcący
rozpętał awanturę, która zrobiła się niemal tak krwawa, jak jego ulubiony
drink.
– Jaki
Kaliningrad??? Królewiec!!! – ryczał Ian, wymachując flagą Zjednoczonego
Królestwa. – A Bejing się nazywa Pekin!
– Racja,
Ianku. Inaczej przecież nie byłoby kaczek po pekińsku – zgodził się Richard,
czule głaszcząc kaczkę, którą mu właśnie zaaportował dwugłowy orzeł. – Ty
zawsze masz słuszność. Wrocław to Breslau.
– Na
odwrót, idioto! – warknął Ian.
Edzio de Saint-Pierre podniósł głowę znad talerza z rosołem .
– żyłem z wami, płakałem i cierpiałem z wami. Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny – zaczął i został zignorowany.
– Niech
się panowie przestaną kłócić – pan Staszek delikatnie uwolnił kaczkę z objęć Richarda
i podążył z nią w kierunku kuchni, leciutko gładząc opierzone podgardle. –
Wrocław to teraz nie Breslau, a panom nie radzę patrzeć na to, co się tam
dzieje. Tam uczeni ludzie będą czytać o tym, co panowie ze sobą swego czasu
robili.
Aslak
gwałtownie się ożywił. Podniósł wzrok znad drinka i zajął się swoim Iphonem.
Znalazł linki! Linki do opowieści o nim i komturze Ulfie!
– Ulf! –
zaszczebiotał Aslak. – Ulf, mówię ci, Ulf, my może nagrodę dostaniemy! W każdym
razie ktoś nas zgłosił do nagrody! Ulf, cieszysz się, Ulf?
Komtur
wbił wzrok w stół i zażądał kolejnej „Krwawej Mary”.
– Gender,
kurrropatwa... – rzekł ponuro Ian i porozumiał się wzrokiem z Richardem. Obaj
wyszli z tawerny i podążyli zdecydowanym krokiem w kierunku kawiarenki „Pod
Brzoskwińką”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz