Trzej Królowie i prezenty
poświąteczne
– Co tak tupie, panie Stasiu? Jeża pan sobie sprawił? –
spytał leniwie Ian, pochłaniając kolejnego pączka z ajerkoniakiem.
– Parada... – odmruknął równie leniwie Richard, pochłaniając
kolejny ajerkoniak bez pączka.
– Jeszcze się zwyrrrodnialcom nie znudziło – komtur
Ulf konsumował koniak bez żadnych przedrostków ani dodatków.
– A nieprawda, Ulf! – Zaszczebiotał swoim zwyczajem
Aslak. – To nie zwykła parada. Trzej królowie przyjechali na wielbłądzie.
– Trzygarbnym? To fajnie! – biskup ocknął się z
drzemki. – Murzyn też jest?
– Tfu, znów niczego nie uszanują – mruknął pan
Staszek, a głośno powiedział: – Teraz nie będzie dyskusji o wielbłądach ani o
Murzynach. Trzej królowie przywieźli prezenty, jak się należy. Od Pani Asi.
Pamiątki z podróży. I pełnomocnictwo takie mają, żebym ja prezenty rozdzielał.
Wszyscy zastygli w oczekiwaniu, a pan Staszek zaczął
powoli wyjmować prezenty z sakiew Trzech Króli.
– Galago,
czyli bush baby, czyli otolemur, z ZOO w Berlinie. Chyba dla pana Rysia,
ale może lepiej w palmiarni by się czuł?
– Nasionka z
Amsterdamu, to pewnie po to, żeby zasadzić w palmiarni panów Edka i Aslaka.
– Cebulki
tulipanów... che, che... też z Amsterdamu, wysoka jakość, w palmiarni można
zasadzić, ale tulipany, che, che, lepiej
się czują na wolnym powietrzu...
– Makowiec hermetycznie zamknięty... Pan nie krzyczy,
panie Ianku, to na pewno dla pana. Pan pana Ryśka nie bije... Wstyd, żeby się
bić o makowiec, w dodatku po świętach. I na koniec książeczka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz