Z nadzieją, że ten odcinek się nie zgubi, poświęcam go Pani Milence, która za wszystko w nim jest odpowiedzialna i powinna mieć do niego prawa autorskie.
–
Poprzedni ocinek nam się zgubił – zauważył hrabia Filip.
– Każdy
coś czasem może zgubić – powiedział pojednawczo Ian. – Pani Asia z panią
Milenką, jak tylko przyjechały na wakacje, to już pierwszego dnia zgubiły klucz
od pokoju.
–
Właśnie. I powiedziano im, że ten klucz można dorobić nie bliżej, niż w Świebodzinie
– dodał Richard.
– O Chrrryste!
– wykrzyknęli unisono komtur i orzeł.
– Ale w
Świebodzinie nie dorrobili im tego klucza – Aslak, jak zwykle, ulegał
fonetycznym wpływom kolegi. – Zatem one się pomodliły do świętego Antoniego,
patrona rzeczy zagubionych, ale najpierw zamiast klucza znalazły tę figurrrę...
–
Trzydzieści sześć metrrrrów, nie licząc nasypu. I to w szczerrym polu usypanego!
Za moich czasów nawet Prrrusowie tak się nie starrali. Im wystarrrczały
naturralne wzgórza, żeby oddawać cześć Perrunowi – komtur Ulf był, jak zwykle,
rzeczowy.
– Ulf –
szepnął nieśmiało Aslak – ja czasem myślę, że tobie się jednak pogaństwa nie
udało wykorzenić.
– Nie
udało się, rracja – przyznał komtur. – Wiecie, dlaczego?
Bywalcy
tawerny zamienili się w słuch (przepraszając za stereotypowe wyrażenie).
–
Dlatego – zagrzmiał komtur – że ci Unterrmensche ponadawali nadgranicznym
miejscowościom takie nazwy, których się powtórzyć nie dało! I człowiek pojęcia
nie miał, gdzie jest, ani dokąd ma sprowadzać posiłki! Takie nazwy jak... nnno,
nie wymówię...
–
Trzciel – przypomniał minister Garrick. – Szczecinek. Brzminowo. Karżcinko. Gżdżyszcze.
Strzelinko. I, za przeproszeniem, Szczaniec.
– Właśnie!
– ucieszył się hrabia Filip. – Strzelinko! Tam był koncert Carlosa Santany!
– Jak
pan wierzy, że święta Anna nam pomoże, to gratuluję optymizmu – odezwał się
ponuro pan Staszek. – Ruscy
teraz lepszy posąg budują... że też Szef to widzi i nie grzmi.
Za
oknami tawerny zagrzmiało, ale jakoś nikt się tym nie przejął. Kwestie wakacyjne
były bardziej interesujące.
– Czy
te panie w końcu znalazły klucz? – spytał pan Staszek, podając zapiekankę z
kalafiorów, zwaną w okolicach Świebodzina przysmakiem królowej Bony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz