– I co
dalej z tymi wakacjami było? – dopytywał się pan Staszek, podając pyszny kruszon z brzoskwiniami.
– Obie
panie zbliżały się o zmierzchu do miasta S. Ciemności gęstniały nad Pojezierzem
Pomorskim. Powracające z połowu żab
bociany klekotały złowieszczo, a żaden kur w żadnej z mijanych ferm kurzych nie
odważył się zapiać w celu przepłoszenia strzyg i upiorów. Srebrzysty samochodzik Pani Milenki odważnie przecinał
złowróżbny mrok niczym srebrna kula wymierzona w serce wampira, zważając jednak
na gęsto rozstawione i również srebrzyste fotoradary...
Alsak
zadrżał.
– Pan
się nie boi, panie Aslaczku, przecież właśnie przeciw wampirom te fotoradary
rozstawili – zauważył pan Staszek.
– To
nie jest logiczne – zauważył hrabia Feliks. – Wampiry nie odbijają się w
lustrach, więc na fotografiach też się nie mogą utrwalać.
– Chyba,
żeby je sfotografować w komórce... – Richard nawiązał do jednego
z pierwszych odcinków bloga i został gremialnie uciszony.
–
Właśnie, że logiczne, panie Rysiu. Pod miastem S. zamierzano ustawić tarczę
antywampiryczną, ale pieniędzy jakoby nie wystarczyło. Teraz wójtowie wszystkich okolicznych gmin
fotoradarami kasę na taką tarczę zbierają – wyjaśnił pan Staszek. – I więcej
panom powiem: akurat kiedy Panie Asia i Milenka w te okolice przyjechały, to okoliczni
wójtowie tam zaprosili prezydenta.
–
Murzyna? – zainteresował się Edzio de Saint-Pierre.
– Coś
ty, Edek...
– Bo
skoro o tę tarczę chodziło... I te lustra, czy co tam... Przeciw wampirom... Ja słyszałem, że Murzyn chciał w tym projekcie
mieć udział... (Edzio nieświadomie nawiązał do jednego z wcześniejszych odcinków bloga).
– Gdzie
tam! Sam by na siebie, za przeproszeniem, bicz kręcił?! Murzyn się przecież po
ciemku też w lustrze nie odbija!
– Jak
ty się, Rysiek, nie zamkniesz, to nam archanioł zamknie tawernę!
– Ja
tylko chciałbym wiedzieć, który prezydent tam przyjechał?
– Ten,
co teraz jest.
– Ten z
wąsami?
– Nie
jesteście na bieżąco, kochani – włączył się święty Edgar. – Ten z wąsami od
dawna nie jest prezydentem.
– To ty
nie jesteś na bieżąco, Edgar – zaperzył się Richard. – Bo właśnie, że on jest
prezydentem, tylko się ogolił... I miał przyjechać do tej gminy, o której
mówimy.
–
Dobrze pan Rysio mówi – zgodził się pan Staszek. – On, znaczy prezydent, właśnie w tej wsi pod miastem S. miał jeść
obiad w knajpie, co to ją wnuk mojego szwagra prowadzi. W gospodzie „Pod wesołym Pomorzaninem”. A ten wesoły Pomorzanin...
– To
chyba każdy wie, który to! – minister Filip Garrick wkroczył do tawerny
ocierając pot z czoła. – Wy tu ględzicie jak nie przymierzając parlamentarzyści
o pokerze, a w sekcji islamskiej taka zadyma, że firmament się przekrzywia.
– O co
tym islamistom chodzi? – zainteresował się Ian.
– O
prezydenta.
Bywalcy
tawerny zamienili się w znaki zapytania.
–
Byłego – dodał minister.
– A
mówiłem! – zatriumfował hrabia Feliks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz