– Teraz już
koniec z zabawami w partie – zaznaczył zdecydowanie Aslak. – Musimy się
zjednoczyć w celu ratowania dzieci uchodźców.
Pan Staszek nie
zdążył podać drinków niezbędnych dla podtrzymania dyskusji, kiedy do tawerny
wpadła Elżunia. Tusz pod oczami miała mocno rozmazany, i, co dziwne, zamiast od
progu poinformować Iana, że jest średniowiecznym
patriarchą, przypadła do kolan świętego Edgara.
– Proszę księdza,
ja się naprawdę starałam. Zebrałam
pieniążki na lody i hotdogi dla dzieci uchodźców, hotdogi oczywiście halalne. Nawet na misiaczki i baloniki
starczyło... A oni...
– Ale, Elżuniu,
ty pewnie jednak ich niechcący obraziłaś – święty Edgar gładził swoją
ulubienicę po główce. – To nie grzech. Po prostu nie przewidziałaś, że...
– Ile lat miało
to dziecko, któremu dałaś misiaczka? – Włączył się dość niegrzecznie Richard.
– Dwanaście, wujku,
mówiło, że dwanaście. Duże było na swój wiek. Miało wąsy, ale mama twierdzi, że to zaburzenia
hormonalne spowodowane traumą. Bo jak dziecko wojnę zobaczy, to mu od tego wąsy
wyrastają. Bardzo niegrzeczne było to dziecko, ale to przecież nie jego wina.
Wszystko przez tę traumę.
Jak zareagowali
rycerze, dowiemy się w następnym odcinku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz